Buddyjskie groty na Wyspie Elefanta były takim słonecznym (dosłownie a nie w przenośni) przerywnikiem naszej wyprawy do Mumbaju. Pomimo, że sezon monsunów powinien już dawno odejść w niepamięć, gdy w niedzielę 21 listopada o świcie wjeżdżaliśmy na przedmieścia Mumbaju, zaczęło nieoczekiwanie padać. Normalny kapuśniak, który absolutnie nie zamierzał przestać padać.
Koło południa, mokrzy i zachlapani błotem do pasa, znależliśmy się na placu pomiędzy bajecznym hotelem Taj Mahal a monumentalnymi Wrotami Indii. Nieoczekiwanie przestało mżyć i pojawiło się słońce.
Wszyscy: ja, Alena oraz dwie kontrolerki finansowe, wizytujące naszą Firmę: Brenda i Viki, pomyśleliśmy o jednym – jak tu wyschnąć?
Odpowiedź nasuwała się sama: podróż statkiem na Wyspę Elefanta.
Zazwyczaj, by „załapać” się na statek, a na dodatek w niedzielę, trzeba stać w długiej, ponad godzinnej kolejce turystów i amatorów fotografii. Bowiem statek to nie tylko jedyny sposób na dotarcie do odległej wyspy, ale również wyborne miejsce do zrobienia wspaniałych zdjęć z morza na wizytówkę Indii i Mumbaju: Wrota Indii, Taj Mahal Hotel i wieżowiec Mumbajskiej Giełdy.
Ponieważ jednak deszcz zniechęcił potencjalnych turystów i amatorów zdjęć, już po 10 minutach, mościliśmy się wygodnie na odkrytym, górnym pokładzie stateczku turystycznego, płynącego na Wyspę.
Gdy już zdjęliśmy mokre plecaczki, rozłożyliśmy na oparciach siedzeń przemoczone swetry (które wzięliśmy na wypadek chłodu), odkleiliśmy przemoczone spodnie od ud i wystawiliśmy „do słońca” przemoczone adidasy, mogliśmy rozpocząć sesję zdjęciową.
Mieli rację amatorzy zdjęć. Górny pokład to rzeczywiście wyborne miejsce, by jeszcze stojąc w porcie, zapisać w pamięc własnej i kamery: niewidoczne z lądu szczegóły Wrót Indii, fragmenty Taj Mahal widziane w „świetle” Wrót, czy ukradkiem rzucane spojrzenia islamskich dziewczyn, siedzących rzędem, w czarnych burkach na tarasie od strony portu.
Potem, już w drodze na Wyspę, cieszyły oko kołyszące się na falach, armady stateczków turystycznych, wyglądające jak z innej epoki.
Amatorom weekendowego relaksu Wyspa Elefanta oferuje ponad kilometrową trasę nadmorskim pasażem wzdłuż którego znajduje się szereg grot, nieoznaczone trasy wzdłuż dzikiego klifu morskiego, parę restauracyjek, no i jak wszędzie dłuuugie szeregi budek z pamiątkami.
Naszym celem, a właściwie moim, bo Panie optowały za zakupami, było „zaliczenie” jeszcze jednych grot. I tak się stało.
Po ponad godzinie, zbliżamy się do wyspy i nasz stateczek cumuje do samej główki długiego, wychodzącego w stronę zatoki falochronu. Stąd na turystów czeka kolorowa kolejka wąskotorowa, dowożąca ich do podnóża wysokiego brzegu i 125 schodów, po których trzeba się wdrapać, aby dotrzeć do głównej atrakcji wyspy – Świątyni Siwy.
Już samo założenie architektoniczne Świątyni robi wrażenie. To ogromny kwadratowy hall, o boku około 40 metrów, którego strop wspiera się na 2 tuzinach kolumn. Cała przestrzeń otwarta jest na trzy strony: północną, wschodnią i zachodnią. Te niekończące się schody, o których wspomniałem wcześniej, prowadzą bezpośrednio do wejścia północnego.
Groty Wyspy Elefanta, których powstanie szacuje się na VI wiek, są w opinii ekspertów najznakomitszym przykładem kunsztu rzeźbiarskiego, a Świątynia Siwy ma być tego najlepszym przykładem. I rzeczywiście jest.
Na jedynej, niezagospodarowanej wejściami ścianie południowej, znajduje się rozbudowany zespół rzeźb, z ogromną postacią Boga Siwy w centrum. Turyści wchodzą do świątyni, przyzwyczajają przez chwilę wzrok do panującego w środku półmroku, a następnie zmierzają prosto w kierunku posągu Siwy. Stoją i patrzą. Cieszą wzrok kunsztem nieznanego twórcy który pokusił się na ukazanie wszystkich osobowości Boga Siwy: Władcy, Stwórcy i Niszczyciela, tworząc Trzygłowego Siwę.
Na wprost, patrzy na nas Siwa Władca, we wspaniałej koronie, z dostojnością i spokojem na twarzy. Na zachód patrzy Siwa Stwórca, z ciepłą, niemal kobiecą twarzą matki, gdy patrzy na swoje dzieci. Na wschód zwrócona jest głowa Siwy Niszczyciela: zacięte w nienawiści usta, ostry krogulczy nos i kłębiące się węże w miejsce korony. Przyznacie że genialny pomysł, a ja dodam że również i wykonanie.
W świątyni znajduje się także wiele innych zespołów rzeźb, przedstawiających opisane w Ramajanie dokonania Boga Siwy i jego małzonki Parwati.
Podobnie jest w wielu ciągnących się wzdłuż nadbrzeżnego bulwaru grotach, które kryją mniejsze lub większe zespoły rzeźb. I wszystkie cechuje jedno - niezwykły jak na ten okres rozwoju cywilizacji ludzkiej dynamizm. Przypomnę raz jeszcze - VI wiek po narodzeniu Chrystusa. Może dlatego świątynie i klasztory z Wyspy Elefanta cieszą się estymą ekspertów i popularnością turystów.
Tak zakończyła się „moja” część wycieczki. Z wyspy, zgodnie, po dopłynięciu do mumbajskiego portu, ruszyliśmy na shopping. „Fifty – fifty” być musi.
Nomad,
23 stycznia, 2011 roku , Pune , Maharashtra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz