czwartek, 10 marca 2011

Drogowcy - i znowu kobiety

Gdy wreszcie przestanie padać, woda wsiąknie, a słońce wypali ziemię na skorupę, rozpoczyna się sezon naprawy dróg. W Indiach jest podobnie jak i u nas – drogowcy nie nadążają za gwałtownie mnożącą się liczbą samochodów, rosnącym tonażem ciężarówek i wreszcie za niszczącymi siłami natury.
*   *    *
Mieszkam w Hotelu, zlokalizowanym pomiędzy Parkiem Infotechnicznym im. Rajiv Gandhi  - Etap I, w północnej części Pune, a kolejnym Parkiem Infotechnicznym im. Rajiv Gandhi  - Etap III, około 8 km od naszego Hotelu. W przewidywaniu dobrego biznesu, wzdłuż starej lokalnej drogi, łączącej te dwa ośrodki, zbudowano kilka ekskluzywnych hoteli dla: biznesmenów, ekspertów pracujących w tych IT firmach i osób je wizytujących.
Jak powiedział mi dyrektor naszego Hotelu, planowano, że tędy pobiegnie dwupasmowa nowoczesna arteria, łącząca obydwa parki IT i znajdujące się dalej zakłady produkcyjne, w tym nasz. Ale widocznie ktoś zapłacił lokalnym decydentom więcej i nowoczesną arterię pobudowano parę kilometrów dalej. Hoteli przesunąć się nie udało. Górują zatem dumnie, wśród zielska i zarośli, otoczone przerwanymi wykopkami pod inne inwestycje, gdzieś w środku niczego, przy starej, wąskiej i wyboistej drodze.
Codziennie jeździmy do Firmy tą lokalną drogą, mijając z sześć wiosek i przecinając 3 rzeki. Starą drogą, planowaną dla ludzi, bydła, bullockartów i ewentualnie motoryksz, suną teraz ciężarówki, samochody dostawcze, traktory z płodami rolnymi na przyczepach i wreszcie samochody terenowe. Dla wcześniejszych użytkowników tej drogi nie ma już miejsca. Ciągną zatem wyboistym poboczem, ścieżką poza wypełnionym śmieciami przydrożnym rowem, a wreszcie skrótami przez pole.
W takich warunkach wyprzedzanie czy wymijanie to dosyć karkołomny proces. Biorący w nim udział migają światłami i wciskają klaksony, aby krowy i ludzie zeszli z pobocza, a ci nadjeżdżający z naprzeciwka zechcieli się, z dużym wyprzedzeniem, zatrzymać. I zatrzymują się, bo nie ma innej rady. Ciężarówka przecież nie zjedzie na pobocze, bo załadowana do nieprzytomności  i zdezelowana, złapie na poboczu gumę lub zerwie zawieszenie. Zatem to my samochodami terenowymi musimy zjeżdżać na pobocze lub zatrzymać się by przycupnąć tuż za krowimi zadami.
Tak jest na większości dróg w stanie Maharashtra. Rozwijające się gwałtownie municypalne Pune pochłania znakomitą ilość środków przeznaczonych na budowę dróg, do rozwiązania problemu korków w mieście . Na prowincję środków już nie ma od lat, powiedział Sachin, z którym jadę nad morze.
Zwróciłem na to uwagę, gdy w drodze nad wybrzeże Morza Arabskiego, po póltoragodzinnym pięciu się do przełączy w górach Ghatty, zaraz po wjechaniu do nowego obszaru administracyjnego, droga gwałtownie poszerzyła się, wygładziła i nawet pojawiła się biała linia rozdzielająca dwa kierunki ruchu.
Zatem, gdy któregoś popołudnia, wracając do Hotelu utknęliśmy w korku, bo na drodze stały ciężarówki i wyładowywały tłuczeń, wszyscy krzyknęliśmy: remontują drogę!!!
*    *    *
Tak, najpierw pojawiają się ciężarówki. Suną powoli załadowane po burty tłuczniem, takim o wielkości do 10 centymetrów. Suną z przerwami, gdy muszą wywieźć ten tłuczeń gdzieś na przełęcze Ghattów. Po przejechaniu 200 czy 500 metrów, z kabiny wyskakuje pomocnik kierowcy i wprawnym ruchem podsuwa pokaźny kamień pod tylne koła ciężarówki. Ta może stanąć zaciągnąć hamulce i odsapnąć. Wszyscy podążający za nię muszą zdobić to samo, bo tu w górach najczęściej poboczy nie ma. Po ok 5 minutach znowu ruszamy do przodu.
Gdy już tłuczeń zostanie dowieziony i zrzucony na pryzmy, zajmujące prawie połowę drogi, w pobliżu pojawiają się szałasy niedotykalnych i nomadów.

Przed robotą „w kamieniu”, Indusi motykami kopią glinę gdzieś w pobliżu i wrzucają ja do stalowych płaskich mis. Te z kolei, załadowane gliną, Induski, na głowach, donoszą na pobocze i zasypują największe wyboje.
Kolejny proces to roznoszenie tłucznia i układanie go starannie na drodze i poboczu. To też robią Induski. Ich dzieci, w tym czasie siedzą na jeszcze nierozebranych pryzmach kamieni i ukladają też swoiste Lego z kamieni.
Droga jest już generalnie ułożona, lecz jadąc nią trzęsie niemożebnie, tak że plomby w zębach wpadają w rezonans. Tak jest dopóki na placu nie pojawi się walec. Wgniata wszystkie poukładane kamienie na równo, aby przygotować następny etap – wyrównanie drogi żwirem. To też, jak się okazuje, najlepiej robią Induski. Roznoszą żwir w miskach, by po dotarciu do miejsca, szerokim łukiem rozsypać żwir na wyrównany przez walec tłuczeń.
Po kolejnym seansie z udziałem walca, na naprawianym odcinku drogi pojawiają się nowi aktorzy: ciężarówka wypełnione beczkami z lepikiem i asfaltem, oraz buchająca ogniem smolarka.
Najpierw idzie lepik. Ze smolarki do dużej konwi, którą Indus polewa żwir. Lepikiem polewa decymetr po decymetrze drogi, aby ten wsiąknął jak najgłebiej, wiążąc żwir z tłuczniem. Potem już cienka warstwa asfaltu, czy raczej smoły, aby związać w całość tak pracowicie układanego przez Induski puzzla z kamieni i żwiru, we w miarę równą lecz chropawą drogę.

Na koniec jeszcze posypanie piachem z drobnym żwirkiem, przewalcowanie i – można posunąć się na następny kawałek drogi do naprawy. Bo na większą, czy raczej dłuższą  całość środów nie ma.

Skąd my to znamy?

Nomad

Pune, 10 marca 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz