piątek, 18 marca 2011

Plaże Konkan, Dżandżira, Hari Hareshwar, Raigarh (cz.3)

Raigarh – twierdza Wielkiego Króla Marathów

Niedziela. Ostatni dzień naszej wyprawy na wybrzeże Morza Arabskiego. W planie Świątynia Ganesha, w znajdującym się nieopodal Diwe Agar miasteczku Suvarn oraz, już w Górach Ghatty, wiezwykła wysokogórska twierdza Wielkiego Króla Marathów Shiwadźiego.

Pakujemy się i ruszamy, by po około 15 minutach zatrzymać się przy niepozornej Świątyni Ganesha. Niepozorna, ale po rzędzie butów przed świątynią, wnoszę, że wiernych jest całkiem sporo. Wchodzę i ja. Sięgam odruchowo po aparat, aby zrobić zdjęcie rzędom dzwonków wiszących przed ołtarzem oraz bardzo starym taal – buddyjskim gongom o średnicy około 6  cali, za pomocą których mnisi zwołują wiernych na wieczorną modlitwę. Widziałem takie w Tybecie, tyle że tamte były ze dwa razy większe. A ich głuchy dźwięk pamiętam do dziś.

Zatem sięgam po aparat, a tu podchodzi jeden z siedzących mnichów i pokazuje że żadnych zdjęć tu nie można robić. Rozgladam się zniechęcony po świątymi. Rzeczywiście w środku nic interesującego. I nawet Ganesh cały złoty, jak wszędzie.
Tylko dlaczego ołtarz jest w formie kasy pancernej, a Ganesh spogląda na wiernych spoza grubych więziennych krat. Zadowolony z tej obserwacji pytam stojącego obok Jaydeepa, co takiego przeskrobał w tej mieścinie Ganesh, że lokalni wierni go zapudłowali?
- on jest cały z litego złota. Ten skarb znaleźli robotnicy kilkanaście lat temu, remontując stary dom własciciela ziemskiego z tej właśnie miejscowości.
Rzeczywiście. Półmetrowej wielkości Złoty Ganesh spogląda na wiernych z tej samej drewnianej skrzyni, w której go znaleziono.
Teraz dotarło do mnie dlaczego mnisi tak gwałtownie reagowali na próbę sięgnięcia po aparat.  Jest czego pilnować..
*    *    *
Teraz czeka nas około 3 godziny jazdy do głównego punktu dzisiejszego programu – Raigarh,  wysokogórskej fortecy, zbudowanej na wysokości 1350 m. npm, w masywie Sahayadri.
Raigarh jest kultowym miejscem dla wszystkich mieszkańców stanu Maharashtra. Ta twierdza bowiem, została uznana przez Shiwadźiego za stolicę Królestwa Marathów, gdy obwołał się jej Maharaj, czyli królem w 1662 roku.  Twierdza zachowała ten statut i później, gdy dzięki z sukcesem przeprowadzonym podbojom sąsiednich terytoriów i sprytnym zabiegom dyplomatycznym Shiwadi utworzył Imperium Marathów i został Chhatrapati, czyli Imperatorem.

Początki fortu sięgają XI wieku, kiedy to na niemal pionowej skale, potomkowie królewskiej dynastii Maurów zbudowali fort, który nazwali Rairi. Potem w  XV wieku przeszedł w ręce władców Nizam Shahi. Shivadżi zdobył go w 1648 roku, rozbudował i nazwał Raigad, czyli Królewski Fort. Od czasu śmierci Władcy Marathów, w 1680 roku, fort z wolna podupadał, aż wreszcie w 1818 roku, po długim oblężeniu został zdobyty przez Anglików.

*    *    *

Już blisko, skręcamy z głównej drogi prowadzącej ku przełęczy Warandha Ghat, i rozpoczynamy powolną wspinaczkę do podnóża masywu skalnego, na którym znajduje się fort.  Docieramy do wioski Pahad, z której po ponad 1400 stopniach wiedzie szlak na sam szczyt i do głównej bramy fortu.
To podobno trzy i pól godziny wspinaczki w słońcu i spiekocie. Nie wiem w jakim byśmy byli stanie po dotarciu na szczyt. I czy w ogóle mielibyśmy jeszcze chęć na zwiedzanie.

Ale to miejsce jest święte dla Indusów. Tu ich wielki władca Chhatrapati Shri Shivaji Maharaj (Pan Imperator i Król Shiwadźi), po 300 latach zniewolenia, ogłosił, że wszyscy są Hindavi Swarajya – wolnymi Hindusami. Tu, w miejscu gdzie wznosił się jego pałac znajduje się pomnik władcy. To miejsce winien zobaczyć każdy patriotycznie myślący Indus.
I dlatego państwo kilkanaście lat temu wybudowało kolejkę linową ze znajdującej się u podnóża wioski. Zatem, zamiast ponad trzygodzinnej wspinaczki, w ponad cztery minuty kolejka wywozi nas świeżutkich na sam szczyt.

Ta wyprawa to też lekcja historii. Po kupieniu biletu, w drodze do stacji dolnej kolejki linowej, przechodzimy przez muzeum poświęcone Shiwadźiemu. Stamtąd docieramy do poczekalni, gdzie oczekującym około godziny turystom wyświetlane są filmy na temat fortu oraz dokonań wielkiego władcy. Po takim przygotowaniu wsiadamy do dwóch czteroosobowych wagoników i mkniemy na szczyt.

Nie ma nic za darmo. Górna stacja kolejki nie znajduje się przy Nagarkhana Darwaja, monumentalnej bramie głównego wejścia do fortu. Bo ta przeznaczona była dla króla, jego świty i oficjalnych gości. Kolejka dociera do drugiej bramy zwanej Mena Darwaja, najdującej się z tyłu zespołu pałacowego. To było wejscie tylko dla kobiet, włączając matkę króla, jego oficjalne małżonki i nałożnice.

Może to i dobrze, przez to nasza wycieczka staje się bardziej kameralna. Przechodzimy zatem przez bramę Mena Darwaja, skąd wiedzie szeroki trakt w stronę Darbar - centralnego placu fortu i pałacu królewskiego. Zanim tam jednak dojdziemy, po lewej stronie traktu mijamy fasady z bramami wejściowymi do Rani Vasa. To Pałac Królowej, składajacy się z sześciu zespołów komnat dla najważniejszych kobiet królewskiego dworu: matki władcy i oficjalnych małzonek. Każdy z takich zespołów składał się z obszerego hallu, tylnych pokoi i łazienki z bieżącą wodą.


Po prawej mijamy domy ośmiu najwyższych rangą urzędników dworu. Powyżej, ale jeszcze przed pałacem królewskim, znajdują się głębokie, mroczne jamy – to silosy na zboże. Dalej centralny plac fortu, pełniący rolę forum.

Jedną z pierzei placu stanowił pałac królewski Raj Bhavan. Ze wspaniałymi ponoć komnatami, dwoma zbiornikami wodnymi i Łaźniami Królewskimi. Pałac, za wyjątkiem posadzek i kolumn, cały zbudowany był z drewna. Stąd niewiele z niego pozostało, po zdobyciu fortu przez Anglików.
Obecnie na wypiętrzonych fundamentach pałacu, w miejscu gdzie niegdyś znajdował się Durbar z tronem władcy, gdzie przyjmował gości, sprawował sądy i skąd przemawiał do zgromadzonego na placu ludu, znajduje się majestatyczny pomnik władcy.

U jego podnóża, co chwilę, gromadzą się kolejne grupy zwiedzających, aby tu wysoko w górach, wyrecytować a raczej wykrzyczeć manifest partiotyczny na cześć Shiwadźiego:
JAI SHIVAJI JAI BHAVANI, czyli “Zwycięski Shiwadźi Zwycięska Bhavani”.
Czuję się jak na stadionie piłkarskim. A to zaledwie głos kilkunastu osób. Bo w tym miejscu akustyka jest rzeczywiście niezwykła. Głos spada w dół, niesie się przez cały plac, odbija od znajdującej się po przeciwległej stronie Nagarkhana Darwaja, czyli Wielkiej Bramy, by wrócić ze zdwojoną mocą do stóp pomnika, pod którym stoimy. Niesamowite.

W samym środku dnia idziemy przez plac by dotrzeć do Nagarkhana Darwaja - Wielkiej Bramy. Nie jest znane jej pochodzenie, ale ta majestatyczna budowla doskonale łączy cechy monumentalnego bastionu z imperialną wspaniałością łuku triumfalnego.

Za Wielką Bramą, wzdłóż skalnej grani, ciągnie się droga do Samadhi - grobowca Shiwadźiego oraz kilku świątyń, w tym Świątyni Shirkai Bhavani – bogini opiekującej się Fortem. Jeszcze dalej, w dół skalnego zbocza ciągną sie zespoły baszt obronnych  i bastionów, broniących dostąpu niechcianym gościom.
W lewo, pierzeję placu stanowią wieże wartownicze, arkady z tarasami po dawnych ogrodach oraz duże sztuczne  jezioro, zwane Ganga Sagar. Prawą pierzeję też zamykają arkady, za którymi jest już tylko przepaść. To Takmak Tok – Miejsce Straceń, skąd strącano w przepaść skazańców, a czasem i niechcianych gości.

Jest już prawie trzecia, słońce oszałamia blaskiemi i jakoś po ponad godzinnym zwiedzaniu, trudno nam się wyrwać z gościnnego cienia Wielkiej Bramy. Szczególnie, że tu właśnie Indusi oferują miejscowe specjały: a to doprawioną solą maślankę, a to sok z trzciny cukrowej, a to sok z limonki. Zatem siedzimy i pijemy. Pijemy i siedzimy. Wreszcie ktoś dał hasło “trzeba wracać”, i wszyscy bez osiągania się poszliśmy w stronę górnej stacji kolejki.

Jeszcze raz mieliśmy parę minut na to, aby zrozumieć dlaczego fort Raigarh nazywany jest Giblartarem Wschodu. Kolejka zsuwa się w dół wzdłuż pionowej ściany, na której z trudem udaje się utrzymać paru źdźbłom trawy.

Po obiedzie w miejscowej restauracji, ruszyliśmy ku przełęczy Warandha Ghat w Ghattach Zachodnich. Docieramy tam około 17-ej. Znowu krótki odpoczynek i sok z limonki.


Potem ponad godzinę zakosami w dół, aby dotrzeć do płaskowyżu Dekan. Zapadła noc gdy dotarliśmy do Pune.


Nomad,

Hinjawadi, Pune, 17 marca 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz