Bratysława, 2 września, 2010
Nigdy nie miałem tego w planach i nawet jako nomad nigdy nie chciałem do Niej jechać.
Sporo czytam, stąd nawet znam parę o Niej historii: że kusi bogactwem wielokulturowości, że Jej dusza jest prawdziwie niezgłębiona i że potrafi nieznajomego oczarować. Jednym słowem: Ona jest "amazing".
Ale to Jej nieogarnięte i nieuporządkowane bogactwo wszystkiego zdecydowanie nie pasowało do mojej potrzeby systematyzowania czy najogólniej porządkowa otaczającej mnie czasoprzestrzeni.
Nawet kiedy jeszcze w czerwcu tego roku proponowano mi z Nią spotkanie, odpowiedziałem zdecydowanie "Nie". Wolę budzącą się do życia Europę środkowo-wschodnią lub w ostateczności Chin(ę).
Miesiąc później, na tydzień przed urlopem otrzymałem telefon z Firmy:
"może jednak rozważy Pan wyjazd do Niej. Mamy problemy".
"a jak to jest pilne?"
"najlepiej gdyby Pan mógł wyjechać w najbliższy weekend"
"od przyszłego tygodnia wybieram się na urlop z żoną".
"świetnie, w takim razie od 31 sierpnia".
To przykad takiej korporacyjnej logiki w komunikowaniu się.
Gdy wróciłem z urlopu Asystentka zadzwoniła, że mam już bilet relacji Wiedeń - Dubaj - Mumbaj. I jeszcze, że 31 sierpnia o 12.00 pod Firmą będzie czekał na mnie kierowca, aby mnie zabrać na lotnisko.
I tak zaczął się mój niechciany flirt z Indią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz