Gdy po nieoczekiwanej wygranej z Pakistanem i wkrótce po pełnym dramaturgii, lecz zakończonym zwyciestwem meczu ze Sri Lanką, Indusi na całym ziemskim globie świętowali zdobycie Pucharu Mistrzostw Świata w krykieta, i to po raz drugi po 30 latach, nikt nie oczekiwał, że w kilka dni potem, jeden człowiek wstrząśnie sumieniem wszystkich triumfujacych Indusów.
6 kwietnia rano, jechałem roztrzęsionym samochodem do Firmy i usiłowałem zebrać wzrokiem rozedrgane literki tytułów. Jeden z nich, i to na pierwszej stronie, zwrócił moją uwagę: „Anna Hazar ogłasza głodówkę”.
- co za sprytna kobieta polityk, powiedzialem do współtowarzyszy podróży, nie dość że na fali społecznego entuzjazmu zapromowała się w mediach, to jeszcze będzie kuła w oczy konkurentki swoją smukłą sylwetką.
- istotnie świetna metoda na odchudzanie się, przyznali wszyscy jednogłośnie.
I tu się myliliśmy - bo Anna Hazar to nie kobieta, ale 73 letni, mocno schorowany człowiek, parlamentarzysta wielu kadencji, którego misją jest transparentne państwo.
* * *
Po raz pierwszy zestaw ustaw antykorupcyjnych, Jan Lokpal Bill, został przedłożony Izbie Nizszej, zwanej tu Lok Sabha, w czasie jej IV kadencji już w 1969 roku. Ale niestety nie został przyjęty przez Izbę Wyższą - Rajya Sabha. Anna Hazar, Gandhysta i zapalony zwolennik czystego państwa miał wtedy 30 lat. Od tego czasu, w ciągu 42 lat, projekt ustawy przedkładano 10 razy. Za każdym razem bez powodzenia.
Tym razem 73 letni Anna Hazar zagrał va bank. Pomimo wieloletniego parlamentarnego stażu, zarzucił demokratyczne, i jak się okazuje nieskuteczne metody. 6 kwietnia na wiecu swoich zwolenników zgromadzonych w kampusie rządowym Jantar Mantar w New Delhi, ogłosił przystąpienie do głodówki. Żądał uwzględnienia społecznych poprawek do „walcowanej” od ponad 40 lat Ustawy. Oświadczył, że zakończy głodówkę wyłącznie wtedy gdy rząd wyrazi zgodę na utworzenie wspólnej komisji, składającej się w 50% z przedstawicieli rządu i 50% przestawicieli społeczeństwa, pozarządowych ekspertów i autorytetów społecznych.
Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, rząd ze zdziwieniem stwierdził, że zawsze był i jest gotów rozmawiać i uwzględniać propozycje Anna Hazar, ale w ramach istniejącej już od dawna komisji.
W tej sytuacji, zwolennicy Anna Hazar, zgromadzeni w 400 wielkich miastach Indii, ogłosili że również przystępują do głodówki, aż do ponownego rozpatrzenia Ustawy przez komisję wspólną. Prasa podała, że około 700 tys Indusów przystąpiło do głodowki. Wszystkie lokalne gazety cytowały wypowiedzi lokalnych guru, ludzi szanowanych i celebrytów dlaczego przystępują do głodówki. Dzień później Anna wykorzystał to niewątpliwe poparcie mediów, aby wezwać ludzi młodych do ruchu masowego poparcia jego dążeń.
I nie pomylił się. Pomimo głosów klasy politycznej, zarzucającej mu polityczny szantaż,
młodzi wykorzystali fora społecznościowe, w tym najbardziej popularne Twitter i Facebook, aby ich masowe wystąpienia uliczne były dobrze zorganizowane i zsynchronizowane z postępami wymuszonych rozmów: rząd – komisja Anny Hazar.
Okrzyknięto Anna Hazar współczesnym Gandhim, podkreślano że jego działania zmierzające do czystości i jawności poczynań rządu, wpisują się w globalny trend zarządzania państwem przez społeczeństwo.
Gdy rząd, okopany argumentami o wywrotowej działalności Anny Hazar, nic nie robił przez kolejne dni, Anna ogłośił, że zdecydował się na śmierć głodową. I wtedy 8 kwietna na ulice wielkich indyjskich metropolii wyszli wszyscy ze świeczkami w dłoniach. Największy marsz miał miejsce w New Delhi gdzie podobno milion mieszkańców ze świecami w rękach przeszedł od symbolicznej India Gate do Jantar Mantar, w której głodował Anna. Dodatkowo, wietrząc już wiatr historii, do demonstrantów dołączyli przedstawiciele partii opozycyjnych i stowarzyszeń.
W te sytuacji, w czwarty dzień głodówki, w piątek w nocy rząd zgodził się na powołanie 10-o osobowej wspólnej komisji, dla ponownego przedyskutowania społecznej wersji Ustawy, tak aby przedłożyć ją pod głosowanie Izby Niższej do końca czerwca. W odpowiedzi, w sobotę 10 kwietnia rano Anna przerwał głodówkę. Przedstawiciel rządu oświadczył „To zwycięstwo demokracji. Zarówno społeczeństwo iak i rząd są przeciwne korupcji”. „ To największe zwycięstwo ludu Indii” oświadczył Hazar „. ”Rząd zgodził się z naszymi żądaniami”.
500 głodujących z nim osób okrzyknęło Anna „ostatnią nadzieją milionów” a całe Indie triumfowały.
* * *
W Indiach nic nie jest proste. Nawet czas tu nie biegnie - on kręci się w kółko, a wszystko co żyje odradza się na nowo: co sezon, co nowe wcielenie, co nowa dynastia rządząca. Rzeczy nie mogą być proste, gdyż muszą być skomplikowane. O cokolwiek Indusa nie spytasz, on kiwa głową, na swój charakterystyczny sposób. Zaraz po przyjeździe myślałem że to oznacza „tak”. Teraz po wielu miesiącach pobytu wśród nich, wiem że to oznacza „jak się da to się da zrobic”. A słynne indyjskie ”ten minutes, sir” nie oznacza czasu realizacji, to czas dla Ciebie, abyś się zastanowił: jak ważna jest sprawa dla Ciebie, ile możesz za to wsunąć do ręki Indusa i czy on to zaakceptuje. Przyznasz, że to całkiem wiele procesów decyzyjnych jak na dziesięć minut.
Bo korupcja, jak to się nazywa na Zachodzie, to nie jakieś „błędy i wypaczenia”, czy nie daj Boże „skaza społeczna” - to sposób życia społeczeństwa Indusow. Jest wszędzie, dotyczy wszystkich kast, grup społecznych i klas. Jest integralną częścią wszystkich przejawów ich życia.
Dzięki relatywnie wolnej prasie, nowe afery, stare ale ciągle nie podjęte przez stosowne służby, oraz afery bardzo stare i ciągnące się latami, zajmują bez mała połowę szpalt gazet.
Oczywiście na pierwszych stronach zamieszczane są te największe, dotyczące polityków rządzącej partii i powiązanych z nimi biznesmenów, najczęściej członków rodziny. Dotyczą niezgodnych z prawem przydziałów częstotliwości sprzed 4 czy 2 lat, przekazania ogromnych obszarów ziemi „jedynie słusznym grupom kapitałowym”, sprzedaży deweloperom ziemi w rezerwatach i terenach chronionych, czy wreszcie - na masową skalę kupowanie głosów w wyborach do Parlamentu krajowego czy stanowego.
Na dalszych stronach są te mniejsze, interesujące tylko lokalne społeczności. Przeczytasz kto i za ile przekazał deweloperowi teren w centrum miasta, na którym „już zaraz” miał być zbudowany szpital. Który biznesmen zapłacił ileś tam członkowi władz miasta za przejęcie zyskownych zleceń rządowych i wreszcie dlaczego opłaty z korzystania z autostrad nie trafiają do kas stanowych tylko na konta wskazanych z nazwiska urzędników.
Zamieszani w afery, uśmiechnięci i zadowoleni z życia, odpowiadają miesiącami że są czyści jak łza, a o pieniądzach, jakie trafiają na ich konta, wogóle nic nie wiedzą.
Czytelnicy gazet od lat czytają te strony i widząc, że żadne agendy rządowe czy stanowe tym się nie interesują, oskażeni czy zamieszani w afery żyją spokojnie w swych luksusowych domach, pozostają w przeświadczeniu, że tak można, że to norma życia. Zatem pracujący na dowolnym urzędzie osobnik, kiwa głową, gdy jest proszony o wydanie jakiegokolwiek dokumentu, załącznika czy o przystawienie pieczątki, oczekując, że petent po drugiej stronie szyby „in ten minutes” zdecyduje jaką kwotę i w jaki sposób przesunie na jego stronę szyby. Po sprawdzeniu i wycenie wysokości „prośby”, może ją załatwić od ręki, obiecać że zrobi to do jutra, lub gdy kwota nie jest satysfakcjonująca, stwierdzi że sprawa jest skomplikowana i musi ją przesłać do konsultacji przez kolegę.
Koszmarny sen? Nie, to dzień jak codzień w Indiach. Potwierdzają to specjaliści mojej Firmy, którzy ubiegają się o wydanie paszportu na wyjazd służbowy, kupują działkę lub mieszkanie. Każda decyzja, dokument, załącznik czy pieczątka ma swoją standardową stawkę. Ostatnio DNA, dziennik stanu Maharashtra, podał że „ten minuts gifts” stanowią 30% kosztów zakupu mieszkania.
Służby celne, wojskowi, policjanci i stojący przy każdym sklepie strażnicy też nie chcą być gorsi. Znają przepisy i widzą że prawie nikt ich nie przestrzega. I dobrze . Co to by było gdyby przestrzegali – tragedia, żadnych dochodów. A tak, wszyscy starannie przygladają się przechodniom, jadącym, kupującym czy zwiedzającym, aby wyłowić tych, którzy mają pieniądze. Widząc ofiarę, a białas nadaje się do tego wyjatkowo dobrze, gwiżdżą, machają pałką lub podnoszą rękę z „lizakiem”, aby gdy ofiara się zbliży, wyłuszczyć płynnym angielskim: gdzie i w jaki sposób ofiara złamała przepis. Po czym zdumiałej ofiarze mówi jaka jest wysokość kary. Gdy ofiara próbuje się tłumaczyć: że nie zauważył bo się spieszył czy, że wszyscy tak robia, stróż prawa i porządku ze zrozumieniem kiwa głową i mówi że ostatecznie sprawę da się załatwić od zaraz, bez potrzeby wypisywania mandatu, udania się razem do służbowego samochodu czy pobliskiego urzędu. Oddychasz z ulgą – to tylko „ten minutes, sir”, wyciągasz z portfela jakieś stosowne pieniądze i udając że nic się nie stało, wciskasz je w wystawioną kieszeń strażnika.
Proste, zatem aby życ trzeba się pilnie rozglądac, co robią ci wyżej czy ci bogatsi i ... kopiowac. Stąd w Indiach nikt nie przejmuje się zbytnio przepisami, nakazami, kodeksami i tego typu wymysłami państwa prawa. „U nas jest demokracja” - odparl jeden z moich rozmówców widząc moje szeroko otwarte ze zdumienia oczy.
* * *
Nadeszła pierwsza dekada czerwca i Anna Hazar znowu dał znać o sobie, oświadczając w prasie, że uzgodniony ze stroną rzadową termin przedłożenia wspólnie wypracowanego tekstu Ustawy nie będzie spełniony, bo takiego wspólnego tekstu po prostu nie ma. Na dodatek Anna Hazar uzyskal wsparcie innego autorytetu moralnego Baba Ramdev’a, który 4 czerwca ogłosił, że rozpoczyna głodowkę do czasu aż w Ustawie nie znajdą się mechanizmy gwarantujace, że pieniadze użyte w udowodnionych „przekrętach” będą natychmiast przekazywane do skarbu państwa, na ochronę dziedzictwa narodowego.
Trzeba tu uczciwie przyznać, że rząd zrobił wszystko, by pokazać społeczeństwu, że coś robi, ale aby nic z tego nie wyszło.
Po pierwsze, już na dzień dobry, przy tworzeniu „jednej wspólnej komisji” na jej przewodniczacego zaproponowano parlamentarzystę, który następnego dnia po nominacji oświadczył dziennikarzom, że „nie widzi większego sensu w pracy komisji wspólnej, bo przecież ta dotychczasowa, rządowa jest OK”. Trudno oczekiwać gorszego zaproszenia do współpracy. W efekcie, po ponad tygodniowych targach powstały dwie komisje: jedna nowa rządowa i druga utworzona przez grupę zwolenników Anny Hazar. Aby uspokoić głosy niezadowolonych, rząd określił reguły współpracy i harmonogram spotkań. Jeszcze w maju, po odbyciu kilku burzliwych spotkań, przewodniczący ustalil, że wspólne posiedzenia są nieefektywne i w ten oto sposób obydwie komisje rozpoczęły niezawisły byt aż do czerwca.
Pod naciskiem zwolenikow Anny Hazara i oburzonego społeczenstwa, w połowie czerwca rząd wezwał policję aby siłą przerwała głodówkę Baba Ramdev’y, a następnie wymusił na obydwu komisjach wspólną pracę. Następnie wynegocjował z Anna Razar przedużenie terminu zgłoszenia wspólnego tekstu Ustawy, do połowy sierpnia.
Zapewne niewiele się zmieniło, bowiem dzisiaj 18 lipca, w prasie opublikowano oświadczenie grupy Anny Hazar, w którym zwraca się ona do Sądu Najwyższego o gwarancje, że po 15 sierpnia wojsko czy policja nie będzie interweniować w Jantar Mandar, gdzie w przypadku fiaska następnego terminu, Anna Hazar wraz z grupą swoich zwolenników podejmie strajk głodowy już tak nieodwołalnie, aż do śmierci.
* * *
Życzę wszystkim Indusom, a nade wszystko zwolennikom Anny Hazar, aby cieszyli się dobrym zdrowiem, koniecznym przy takiej niekończącej się walce. Bo przecież nawet uzgodnienie wspólnego tekstu czy zatwierdzenie go przez obie Izby Parlamentu to dopiero malutki krok ku jawności i praworządności. Zmiana musi nastapić przede wszystkim w odwiecznych przyzwyczajeniach, uznanych tu za normę społecznego zachowania. A to nie stanie się w czasie jednego pokolenia. To tak, jak gdyby oczekiwać, że za pomocą jednej ustawy, Niemcy w czasie Oktober Fest, swoje pyszne bawarskie smakołyki będą popijać wyłącznie wodą, Polacy przestaną przy pierwszej nadarzajacej się okazji narzekać na zdrowie, a Rosjanie zaczną ubijać interesy przy jednej lampce wina.
Nomad,
Pune , Maharashtra, 18 lipca 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz