środa, 19 stycznia 2011

Buddyjskie Groty - Dunhuang, Chiny

Jedną z niezwykłych pamiątek po okresie kiedy buddyzm rozprzestrzeniał się, wraz z karawanymi kupieckimi, z  północy Indii na północny wschód, w stronę Chin, są groty buddyjskich mnichów.

Po raz pierwszy, z tym niebywałym dziełem: wiary, sztuki i wreszcie kilkusetletniej wytężonej pracy, zetknąłem się jesienią 2001 roku w Mogao, kiedy to wraz z grupą Chińczyków podążaliśmy północnym traktem Jedwabnego Szlaku, rozpoczynając wyprawę w XiAn z jego Terrakotową Armią, a kończąc w Górach Tien Shan  (Niebiańskich), gdzie towarzyszyliśmy Kazachom przy składaniu jurt, przed opuszczeniem przez nich letnich koczowisk.


Przed ponad tysiącem lat, oaza Mogao była kluczowym punktem postojowym karawan, przemierzających pustynne przestrzenie środkowej Azji, północnym traktem Jedwabnego Szlaku, by poprzez Niezdobytą Twierdzą Pod Chmurami (Dunghuang), dotrzeć do ziem Cesarstwa Chin. Z racji korzystnego położenia, oaza Mogao przez wiele setek lat pełniła rolę centrum wymiany nie tylko handlowej ale również kulturowej a nade wszystko religijnej.

W okresie największego rozkwitu Mogao, religią wykazująca najsilniejszą ekspansję był buddyzm, wspierany nieprzerwanie od ok IV wieku przez wszystkie kolejne dynastie panujące na tym obszarze: Wei, Sung i Tang.
Dzięki funduszom władców, możnych rodów i licznie docierających tu kupców, buddyjskie klasztory i świątynie, w sumie grubo ponad 600, były wykuwane w grotach nieprzerwanie od około IV do XIV wieku.


Centrum to gwałtownie opustoszało i uległo całkowitemu zapomnieniu, gdy Cesarze Chin z dynastii Manchu zrozumieli, że zasady głoszone przez buddyzm, stawiające na samodoskonalenie, rezygnację z „realu” i oczekiwanie na przyszłe lepsze wcielenie, stoi w sprzeczności z racjonalizmem i państwowotwórczymi naukami głoszonymi przez Kong Fu (Konfucjusza). Zakazali zatem krzewienia tej religi, wtrzymali wszelki mecenat i przetrzebili liczne rzesze mnichów. Nielicznie ocalałym udało się zgromadzić przedmioty kultu i niezliczone zbiory manuskryptów i zamurować w kilkunastu grotach. Pracowicie wykuwane w skałach klasztory i świątynie, zapomniane przez tubylców niszczały przez ponad 500 lat.


Świat, a właściwie angielsko-indyjska ekspedycja odkryła je dla nas w 1900 roku i nagłośniła w ówczesnych mediach na tyle, że groty Mogao, ze wspomnianymi wcześniej tysiącami starannie kopiowanych przez mnichów manuskryptów, nienaruszonym wyposażeniem, bogatymi rzeźbami, sztukaterią i malowidłami naściennymi, na wiele lat stały się Mekką dla: archeologów amatorów, miłośników sztuki, kolekcjonerów i handalarzy wszelkiej maści, a przede wszystkim szabrowników. Zanim cesarski edykt nakazał ochronę obiektów, większość ich „wnętrza” została rozgrabiona.

Jak opowiadał przewodnik, przybyły na miejsce namiestnik cesarski załadował jeszcze to co pozostało na ponad sto wozów, aby przewieźć bezcenne zabytki do Zakazanego Miasta, ale jak się okazało – prawie nic nie dotarło do Pekinu.


Obecne władze Chin są zatem niezmiernie wyczulone na wszelkie próby zdobycia i przekazania światu informacji na temat tego co znajduje się w grotach.
Wydrążone w skalnym klifie klasztory i świątynie, od płaskowyża na który docieramy, są oddzielone szeroką rozpadliną z płynącą w dole rzeką. Ale nie tylko. Aby nie można było grot fotografować, brzeg rzeki, od strony płaskowyża, został obsadzony gęsto rosnącymi drzewami, oraz ogrodzony drutem kolczastym. Przy jedynej  bramie wejściowej strażnicy odbierają wszelki sprzęt do fotografowania. Można tylko patrzeć, a po zwiedzeniu grot – kupić album z wyselekcjowanymi starannie zdjeciami. Nie mam zatem żadnych zdjęć tych wspaniałych grot.


Przypomniałem sobie tą historię, gdy w sierpniu ubiegłego roku czekałem w konsulacie Indii w Bratysławie na rozmowę z konsulem, aby w trybie przyśpieszonym uzyskać wizę. Pani z konsulatu, prosząc abym chwilę zaczekał, położyła przede mną redagowany w angielskim magazyn Incredible India. Na okładce przedstawiającej indyjskie groty w Ajanta z lotu ptaka, było napisane: „Kiedy już zwiedziłeś buddyjskie pamiątki w Chinach i Japonii, przyjedź do Indii – zobaczysz oryginały”.

Pomyślałem wtedy że to istotnie świetny pomysł.


Nomad,
Pune, Maharashtra, 19 stycznia, 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz