czwartek, 13 stycznia 2011

Cebulolandia

- to będzie trudny rok – prorokował Prashant, gdy pod koniec października wracaliśmy przez rozmoczone deszczem rolnicze tereny Maharashtra do Pune. Teraz rozpoczynają się zbiory praktycznie wszystkiego, mówił,  i powinno być sucho a tu zamiast tego mamy codziennie prawdziwe ulewy. Będzie nieszczęście.

No i się nie pomylił. Jeśli masz na imię Prashant co w hindu oznacza Pacyfik to jesteś wręcz skazany na szerokie spojrzenie i wyrażanie głębokiej myśli – jak ocean.

Padało co pare dni w czasie gdy wyjechałem na tydzień do Warszawy, a w przeddzień mojego powrotu,  11 listopada na Pune spadła prawdziwa powódź. Ulice zostały zalany a cały transport kilkumilionowego miasta nie funkcjonował. Całe dzielnice trwały bez prądu.
W kilka dni później lokalna prasa oskarżyła władze administracyjne miasta, że powodem zalania ulic jest to iż wszystkie kanały burzowe zostały przez cały sezon monsunowy kompletnie wypełnione śmieciami, których administracja nie usunęła. To zainicjowało twającą tygodniami dyskusję dlaczego Hindusi śmiecą. Równocześnie władze administracyjne dostały termin do końca roku na oczyszczenie i odblokowanie kanałów. Nb we wczorajszej prasie przeczytałem, że władze nie uporały się z tym jeszcze.

Ta trwająca do końca listopada  „czkawka monsunowa”, doświadczająca południe Indii aż do naszego stanu Maharashtra, poczyniła rzeczywiście duże straty szczególnie na terenach rolniczych. Wyciągano z ziemi zupełnie mokre orzeszki fistaszki, a na targu nie można było doświadczyć winogron gdyż z powodu nadmiernej wilgoci w większości winnic pojawiła się szara pleśń.
- to koniec, powiedział Bhaskar, który jeszcze miesiąc temu zapraszał mnie na święto winobrania do winnic swoich rodziców.

Ale mokre fistaszki czy słabe zbiory winogron to nic w porównaniu z największym przegranym – mokrą i gnijącą cebulą.. Od połowy grudnia nie ma dziennika czy lokalnej stacji TV w której nie poruszano by tego tematu. Ba, co drugi dzień nawet w CNN czy BBC napotykam informację o gwałtownie rosnącej cenie cebuli w Indiach i jej wpływie na inflację.

To fakt. Normalnie można było kupić kilogram cebuli za około 10 Rupii (60 Rupii to ok 1 Euro). Już w listopadzie, co bardziej obrotni handlarze, widząc co się dzieje z pogodą, profilaktycznie zaczęli żądać 20 Rupii za 1 kilogram. Gdy podsumowano tragiczne wyniki zbiorów cebuli na południu Indii, na straganach pojawiły się cyfry powyżej 30 Rupii.
Na fali niepokojów społecznych, rząd zablokował jej eksport  i oczekiwał, że to powstrzyma wzrost cen. Ale stało się inaczej - dzisiaj, w połowie stycznia ceny oscylują w granicach od 70 do 90 Rupii, ponieważ okazało się, że zbiory cebuli w środkowych i północnych stanach Indii są również słabe.

W tej sytuacji rząd Indii zwrócił się do swojego największego wroga Pakistanu, z propozycją eksportu pakistańskiej cebuli do Indii. Nie są znane szczegóły tego potencjalnego kontraktu, ale już dzisiaj wszystkie gazety „trąbią”, że być może właśnie cebula (a może jej brak) będzie głównym sprawcą prób nawiązania współpracy z najbliższyn sąsiadem, po ponad 60 latach waśni.

A zatem „cebulą Indie stoją” chce się powiedzieć. I tak właśnie jest.
Gdy spytałem w biurze skąd te niepokoje społeczne wywołane wzrostem cen cebuli, najbliżej stojąca Hinduska odpowiedziała, że cebula, czosnek i imbir to podstawa wszystkich absolutnie potraw w Indiach.
Nie wierzyłem. Zadałem to samo pytanie szefowi kuchni w hotelu i on to potwierdził. W indyjskim menu występuje wiele przeróżnych nazw na określenie stylu potraw, ale przy bliższej analizie sprowadza się to do dwóch gatunków mięs:z kurczaka i z jagnięcia oraz sosu, którego 95 procent stanowi rozgotowana cebula, czosnek i imbir. Czasem dochodzi do tego jeszcze groch czy fasola. I wreszcie po a może w trakcie gotowania dodaje się różne przyprawy, charakterystyczne dla regionu.

Dla koszernych to raj, nie muszą przy zamawianiu potraw parę razy pytać „czy aby na pewno nie będzie w tym wieprzowiny”. Ale co ma powiedzieć moja żona czy mój przyjaciel Rastysław, którzy  proces zamawianie zwykli są kończyć „tylko bez cebuli proszę”?

Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzisiaj BBC przeprowadziło krótki wywiad z przedstawicielami jednego dużego bloku mieszkalnego w Dehli. Reporterowi BBC powiedzieli, że nie wierzą w efektywne rozwiązanie problemu gwałtownego wzrostu cen cebuli i dlatego wszystkie rodziny w całym bloku przystąpiły do „obywatelskiego nieposłuszeństwa”  wykreślając całkowicie cebulę z menu.
- dla mojej siedmio osobowej rodziny zużywam około jednego kilograma cebuli dziennie, powiedziała jedna z kobiet. Na wydatek 70 Rupii tygodniowo było nas stać, ale na ponad 500 już nie. Jedzenie nie jest tak smaczne ale żyć trzeba.
Być może właśnie na naszych oczach powstaje kuchnia dehlijska, czyli bez cebuli. Rastysław będzie mógł odwiedzić Indie bez obawy o zdrowie.




Nomad,

Pune, Maharashtra, 13 stycznia 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz