wtorek, 18 stycznia 2011

Wczoraj miałem urodziny

Urodziny z dala od domu i rodziny to żadna przyjemność. Nie można cieszyć się z przyjmowania życzeń od najbliższych, wspominać tego czego się dokonało i snuć wspólnie z familją, siedzącą przy stole, planów na najbliższe lata.
Są też rzadko przez najbliższych pamiętane, zwłaszcza jeśli nie są to szczególne urodziny: pierwsze - gdy wszyscy oczekują, że zaczniesz już samodzielnie chodzić, osiemnaste - gdy z niecierpliwością przebierasz nogami aby odebrać jak najbardziej osobisty Dowód Osobisty czy wreczcie takie jubileuszowe, co dziesięć lat, jak trzydzieste , czterdzieste czy pięćdziesiąte.
16 stycznia skończyłem 59 lat, lecz pomimo że to żadna -dziesiąta rocznica i pomimo że z dala od domu, postanowiłem, że muszę ten dzień spędzić w jakiś inny sposób.
Ten dzień w stanie Maharashtra, chociaż wypadał w niedzielę, miał w moim przypadku istotną wadę. W tym dniu w Maharashtra obchodzono hinduskie Święto Kobiet. Zatem niezależnie od celebrowanych tradycyjnie uroczystości, cechą soboty i niedzieli było to, że wszyscy mieszkańcy Pune i okolic, a będzie tego grubo ponad 5 milionów, wylegli aby uprzyjemnić czas swym pięknym połowom. Uroczysty tłok był wszędzie: w parkach, na ulicach a przede wszystkim we wszystkich sklepach, ponieważ po hinduskich Divali i zachodnich Xmas rozpoczął się sezon  wyprzedaży. I to jakich!!. Nie tam 20% albo max  „30% ale pod warunkiem  że kupisz 3 rzeczy”, lecz całkiem istotnych – 40 %  czy 50%.
Dla kobiet na całym świecie to prawdziwy raj, ale dla mężczyzn również. Nie musisz nic robić tylko patrzeć na swoje ukochane kobiety, jak z pasją i błyszczącymi oczyma biegają od stoiska do stoiska a nastepnie do przymierzalni, aby wreszcie co 2 godziny przybiec do Ciebie szczęśliwe z prośbą „byś potrzymał te torby, albo najlepiej odniósł do samochodu”. Zwolna to szczęście zaczyna się udzielać także Tobie, bowiem jak często masz możliwośc obserwowania Twoich ukochanych kobiet w takim stanie ducha? Szczególnie gdy jesteś poza domem, a na dodatek od ślubu minęło ponad 30 lat?
Zatem z uwagi na zatłoczone Pune, co życzliwsi znajomi odradzili mi wypadów do interesujących miejsc, shoppingów czy wyjść z przyjaciółmi do którejś z restauracji w Pune.
– Zostań w hotelu, nie warto wychodzić. Zatem postanowiłem zostać w Hotelu.
Ponieważ w Indiach większość firm, w tym nasza, pracuje 6 dni w tygodniu, postanowiłem, że po pierwsze muszę być w ten dzień wyspany. Zatem w piątek zakończyłem seans z internetem zaraz po 22-ej i poszedłem spać.
Zbudziłem się rano o siódmej, bo nie sposób spać dłużej, gdy codziennie wstajesz mniej więcej o tej porze a na dodatek, gdy hotelowy serwis tłucze się wózkami po korytarzu, abu oznajmić wszystkim gościom, że już dotarł na miejsce pracy.
Skoro już się zbudziłem tak wcześnie to postanowiłem, że przerobię całą listę z „Zestawu ćwiczeń na uelastycznienie odcinka lędźwiowego kręgosłupa”,  jaką dostałem wiele lat temu od uroczej pani od gimnastyki, a który wydaje się mi przydatny w przygotowaniach do wyjazdu za miesiąc na narty.
Te ćwiczenia, w połączeniu z nasłuchiwaniem w BBC tego, co sfrustrowani Tunezyjczycy robią na ulicach, zajęły mi ponad godzinę.
Zatem już o 9-ej, wyprysznicowany, ogolony i wypachniony mogłem zejść na śniadanie. To w samą porę, ponieważ na 10-tą zaplanowaliśmy z Aleną i Peterem mini party na hotelowym basenie.
Jeszcze do piątku nie było to całkiem pewne, bowiem pomimo, że basen jest usytuowany na wystawionym na południe tarasie i nieco osłonięty szklanym dachem, to rzadko kto z niego korzysta. Po pierwsze, w czasie słonecznego dnia większość z gości pracuje. Po drugie w ciągu lata również nikogo tu nie ma bowiem Hindus z basenu nie korzysta a dla Westernersa, wszędzie poza strefą klimatyzowaną jest za gorąco. Wydawało by się zatem , że teraz jest właściwy czas. Ale nie. Każdy Westerners przecież wie, że w zimie nikt o zdrowych zmysłach się nie kąpie. Tak więc basen świeci pustkami, a w konsekwencji jest zaniedbany.
Trzeba przyznać, że kierownictwo Hotelu stanęło na wysokości zadania. Gdy poinformowałem ich o planowanym spotkaniu na basenie, w niedzielę do 10-ej dno basenu było starannie „odkurzone”, sztuczna trawa wokól basenu wyczyszczona, zeschnięte kwiaty, z balustrady otaczającej taras, starannie wyzbierane, a stylowe drewniane leżaki poustawiane równiutko do słońca i przykryte ręcznikami. W biało-niebieskie pasy oczywiście. Słowem jak na reklamie SPA.

Alena i Peter, jedyni pracownicy firmy przebywający aktualnie w Pune, nie zawiedli. Były życzenia, prezenty, uściski, drinki i słodkośći. Były dowcipne opowieści i zbyt długie wylegiwanie się na słońcu. A wszystko to nieco przedłużane aby nie dopuścić do tego najgorszego - pytania „kto pierwszy wchodzi do wody”, bo w końcu po to między innymi się w tym miejscu spotkaliśmy.
Westernersi mają trochę racji. W mijających już na szczęście zimowych miesiącach, w stanie Maharashtra temperatura w nocy spadała do 5 stopni, a w dzień na słońcu z trudem osiągała 20 stopni. I nawet w tych dniach gdy słońce zaczyna grzać nieco śmielej, poza godzinami słonecznymi, temperatura spada do około 15 stopni.

Skoro jednak gości zaprosiłem na basen to należało dać przykład. Spróbowałem. Woda była zimna, taka mniej więcej jak na Bałtyku, przy sztormowej pogodzie we wrześniu i wschodnim wietrze, kiedy to Kaszubi mówią: ”gdy wieje ze wschodu, ryby dają chodu”. Po dłuższym moczeniu nóg ostatecznie udało mi się wejść. Można było pływać byle tylko się nie zatrzymywać bo wtedy dopadał Cię chłód.
Moje wysiłki aby wykazać zaproszonym że w wodzie jest OK, przyniosły połowiczne wyniki. Dał się namówić jeszcze tylko Peter. Alena zachowała zdrowy rozsądek i pozostała przy kąpieli słonecznej.
Po seansie pływackim i gorącym prysznicu, gdzieś po 2-ej, poszliśmy na obiad do hotelowej Restauracji Admirał. Po tym wcześniejszym pływaniu, nazwa Admirał jak najbardziej nam pasowała, ale ponieważ w naszym towarzystwie nie było Rosjan czy Finów zatem nie odpłynęliśmy „Łódką Bols” lecz pozostaliśmy na kei przy jednej butelce wina.

Po tak emocjonująco wyczerpującym początku dnia nie pozostało mi nic innego jak poleniuchować. Dobrze się składało, bo o 4-ej miałem umówionego masażystę.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem go parę miesięcy temu w hotelowym SPA, musiałem poprosić o referencje, gdyż jak na masażystę wydał się mi zbyt młody i zbyt szczupły, żeby nie powiedzieć chudy.
Pokazał papiery, a potem już w trakcie pierwszego masażu wyjaśnił, że jest z południa Indii, z Karnataki. Ukończył studium medyczne ze specjalizacją masażysty i aktualnie kontynuuje zaocznie studia metyczne  Jego mama pracuje w Klinice i jest asystentem jakiegoś hinduskiego profersora, a dziadek, jak stwierdził, jest uznanym masażystą w swojej okolicy. Szanuję rodzinną tradycją, a ponadto ujął mnie ciepłem gdy mówił o swojej mamie. Zatem po otrzymaniu tej paczki informacji, mówionej bardzo łamanym angielskim, poddałem się torturom.
Tak też było i wczoraj. Przyjemnie usypiający masaż a potem sauna parowa. Po całej tej operacji, gdy w pokoju pod prysznicem udało mi się zmyć resztki tych wszystkich olejków, byłem tak padnięty że postanowiłem się zdrzemnąć.
Około 7-ej zbudził mnie pierwszy telefon z kraju z życzeniami. To zdopingowało mnie do wstania i włączenia internetu. No i się zaczęło. Maile i skypy od rodziny i przyjaciół, a najradośniejszy od mojej siostry Elżbiety, której wreszcie zainstalowano Skypa na jej nowo zakupionym laptopie.

Była już chyba jedenasta wieczorem gdy po odpowiedzeniu na maile i przeczytaniu kolejnego serialu o chocholim tańcu nad smoleńskimi trumnami w kraju, postanowiłem, że zapiszę sobie ku pamięci co robiłem w moje 59 urodziny w Pune.
- No i jak było?
- Było dobrze ale w domu najlepiej.

Pune, 17 stycznia 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz