czwartek, 21 lipca 2011

Ilu Indusów w Indii

1 kwietnia, na rządowych stronach http://www.censusindia.gov.in/ opublikowano wyniki, przeprowadzanego raz na dziesięć lat spisu powszechnego ludności Indii. „Jest nas 1 210 milionów, to tyle co USA, Brazylia, Pakistan, Bangladesh i Japonia razem wzięte” widniało na każdej okładce indyjskich dzienników następnego dnia.
Przeprowadzony w tym roku spis potwierdził, oczekiwane przez rząd, spowolnienie dynamiki wzrostu populacji Indusów. Za dekadę 2001 – 2011 wyniósł on 17,6%, podczas gdy w czasie poprzedniej dekady, 1991 – 2001, ten wzrost wyniósł 21,5%. Zmniejszyła się dysproporcja płci Indusów – obecnie na 1000 mężczyzn przypada aż 940 kobiet. Spis potwierdził ponadto dalsze zmniejszanie się liczby analfabetów – dzisiaj stanowią oni już tylko 26% populacji powyżej siódmego roku życia. Z lotu ptaka wszystko wygląda „na cacy”. Jednak po bardziej dokładnym zapoznaniu się z wynikami, w prasie zagotowało się od komentarzy.
*    *    *

Po pierwsze poopulacja, czyli jak to w prasie triumfalnie pisano „India Team”. Za ostatnie dziesięciolecie wzrosła o 181 milionów. Co prawda przyrost jest, po raz pierwszy od 9 dekad, malejący , niemniej i tak składa się to na 1 210 milionów, co stanowi 17,5% światowej populacji. Nieco mniej niż Chińczyków, którzy z populacją ponad 1 400 milionów stanowią 19,4 % mieszkańców naszej planety.

Z tego, że nie udało się dogonić Chińczyków, Indusi są zdecydowanie niezadowoleni. Pojawiły się głosy, ze w spisie nie uwzględniono części społeczeństwa, bo nie ma żadnej możliwości zarejestrowania wszystkich bezdomnych i żyjących gdzieś na odludziu nomadów, pustelników czy włóczęgów. Przy malejącej dynamice wzrostu, może nawet nie udać się prognozowane przez ONZ, zrównanie mieszkańców Indii i Chin za 30 lat. Szczególnie że również Chińczycy poddawali w wątpliwość dane ich spisu narodowego z 2005 roku, opiewające ich populację na 1,4 miliarda. Twierdzili, że z uwagi na restrykcyjną politykę władz „jedno dziecko w rodzinie”, wiele rodzin żyjących na prowincji i tych nowobogackich, posiada więcej dzieci, ale oficjalnie ich nie zgłasza. Wiąże się to bowiem z bolesnymi sankcjami zawodowymi – są po prostu wyrzucani z pracy na państwowych posadach. Chyba że zapłacą karę w wysokości 70 tys, Yuanów, co odpowiada około 10 tys USD, a mimo to takie „nielegalne” dziecko nie może być objęte żadnymi państwowymi ulgami z tytułu nauczania czy leczenia. Jasne, że  chińskiego wieśniaka na to nie stać. Chińczycy szacują zatem, że ich „China Team” liczy ponad 1,7 miliarda.
Spotkałem również takich malkontentów, którzy twierdzili , że gdyby nie nastąpiło oddzielenie Pakistanu od Indii to „oczywiście byliby największą nacją świata”. Zapytałem wtedy czy nie uważają, że gdyby te dwie skłócone nacje nie postanowiły iść własną drogą to czy Team India przetrwał by półwiecze. Czy nie zanużył by się w niekończących walkach , zakończonych wojną domową. Wtedy pewnie nikt nie miałby czasu i głowy do przeprowadzania spisu. I byłoby po problemie, jak dogonić Chiny.
.*    *    *
Kolejnym powodem do dumy, jest stale kurcząca się liczba analfabetów.  Dzisiaj jest ich tylko 26%, podczas gdy jeszcze dziesięć lat temu, nieumiejących czytać było 35%. Co trzeci nie potrafiący czytać. Czy potrafimy sobie to wyobrazić? Ale jest lepiej – dzisiaj nie umie czytać tylko jeden na czterech. Cieszy również to, że po raz pierwszy w dziejach spisów, przyrost umiejących czytać kobiet był wyższy od przyrostu czytających mężczyzn. Jest lepiej, ale różnica analfabetyzmu między płciami jest ciągle duża – 34,5% w przypadku kobiet zaś jedynie 18% w przypadku mężczyzn. Najniższym wskaźnikiem analfabetyzmu wśród kobiet – 8,0% może pochwalić się Kerala, podczas gdy najgorszym – Bihar, gdzie 46,7% czyli połowa kobiet nie potrafi czytać.
Jak to możliwe, że takie dysproporcje istnieją. Ano możliwe.
Po pierwsze niesie je religia. Spis potwierdził generalnie znacznie niższy poziom czytających wśród muzułmanów. Zatem zapewne Kerala ma muzułmanów mniej niż taki Bihar. Po wtóre uwarunkowania historyczne – Kerala na przestrzeni ostatnich 500 lat podlegała dość intensywnym oddziaływaniom ze strony  Portugalczyków, Francuzów i Anglików. Bardzo wcześnie, bo już w pierwszym wieku po Chrystusie, podlegała chrystianizacji. Po trzecie aktywna działalnośc władz stanowych, wymuszających na firmach i organizacjach państwowych zatrudnianie kobiet, a w szczególności mężatek. Wreszcie obecność wielu lewicujących organizacji, które w ramach „latających uniwersytetów” kształcą i aktywizują  kobiety, mieszkające we wsiach i osadach, pozbawionych placówek oświatowych.

*    *    *
Ale najwiecej powodów do zmartwień mają Indusi z dysproporcją liczności kobiet i mężczyzn. Co prawda obecnie na 1000 Indusów przypada już 940 kobiet, podczas gdy jeszcze dziesięć lat temu było ich 933, lecz gdy wgryziemy się w detale , to okazuje się, że „idzie na gorsze”. A wszystko przez postępującą  industrializację, migrację do miast i wynikające z tego zmiany kulturowe. Dlaczego.
Po pierwsze trzeba jednoznacznie to stwierdzić, a spis to dowodnie ukazuje, że w stanach czy okręgach autonomicznych o przewadze ludności żyjącej tradycyjnie, słabo wykształconej i ubogiej, żadnych dysproporcji się nie obserwuje. Natura robi swoje – jest nieomal 1000 na 1000.
Problem pojawia się w stanach o wyższym poziomie uprzemysłowienia, gdzie z uwagi na lepsze przychody jej mieszkańców i odradzające się nowobogackie tradycje, wychowanie i ożenek córki to niekończące inwestycje „po nic”. Rodzice nieprzerwanie finansują dodatkowe  kształcenie córki, aby ta mogła być pokazywana bogatszym i dobrze sytuowanym rodzicom potencjalnego kandydata na męża. Oprócz urody i pochodzenia z dobrej kasty braminów czy kszatrjów, dobra partia powinna nie tylko ukończyć studia i mieć dobrą prace, powinna także umieć śpiewać, grać na tradycyjnym instrumencie, znać jedną z domowych robótek, jak na przykład haftowanie i wreszcie, a może przede wszystkim, powinna umieć gotować tak, aby to smakowało przyszłej teściowej.
Gdy już taka partia zostanie przez rodziców chłopaka wstępnie zaakceptowana, rozpoczynają się długie negocjacje dotyczące wnoszonego przez dziewczynę wiana. Obejmują one kupno mieszkania, czy w najgorszym przypadku, kupno samochodu dla przyszłego męża. A gdy te żądania zostaną przez rodziców dziewczyny jakoś „przełknięte”, rodzice pana młodego rozpoczynają rozmowę na temat scenariusza uroczystości ślubnej. Bo w tym miejscu należy dodać dwie uwagi. Pierwsza to taka, że ze względu na ogromne  powiązania rodzinne i towarzyskie, w uroczystości bierze udział grubo ponad tysiąc gości. Jak mi mówili zapytani przeze mnie pracownicy Firmy, najczęściej jest to dwa do trzech tysięcy. Z uwagi na coraz bardziej rozbudowany ceremoniał, uroczystość zaślubin może trwać dłużej niż dwa dni.
Druga uwaga to ta, że całośc kosztów uroczystości, łącznie z garniturami i tradycyjnymi weselnymi strojami młodożeńców również ponosi rodzina panny młodej. Zgodnie bowiem z tradycją hinduską, od pana młodego młoda żona otrzymuje biżuterię: pierścionek, bransoletkę i naszyjnik. Czasem jeszcze kolczyki.
Po ślubie nasza wychuchana i bogato obdarowana córeczka przenosi się do domu teściów, bo przecież te pieniądze przeznaczone na mieszkanie nowożeńców mogą być znacznie lepiej wykorzystane na rozbudowę czy remont domu teściów.  Odwiedza rodziców rzadko, bo skoro w domu teściów pojawia się młoda służąca to teściowej nie wypada już pracować zawodowo czy kszątać się w kuchni. Od tego jest dobrze wykształcona i wyszkolona synowa. Rodzicom dziewczyny pozostają do spłacania raty kredytu, zaciągniętego na wydanie córki za mąż. Otuchy dodaje jedynie świadomość, że mamy tylko jedną córkę, podczas gdy na przykład nasz kolega z pracy ma ich trzy.  Musi brać nadgodziny i przedłużać jak się da termin przejścia na emeryturę. I jak tu kochać córeczki w Indiach?

Ponieważ procesy industrializacji, migracji do miast i bogacenie stają się udziałem coraz większej populacji Indusów, powszechniejsza staje się niechęć do posiadania dziewczynek. Dla grupy wiekowej do lat sześciu, tegoroczny spis pokazał, że średnio w całych Indiach  tylko 914 dziewczynek przypada na 1000 chłopców, podczas gdy dziesięć lat temu było ich jeszcze 927. A zatem w tym gwałtownie urbanizującym i bogacącym się społeczeństwie prognozy na następne dziesiątki lat są naprawdę złe.

Drastycznym tego przykładem jest „mój” stan Maharashtra, lokujący się w pierwszej trójce najliczniejszych i najbogatszych stanów Indii. Wyniki opublikowane dla tego stanu są zatrważajace – w grupie wiekowej do lat sześciu, na 1000 chłopców przypada tylko 883 dziewczynek. Zapytacie pewnie jak to możliwe, że może dojść aż do takiej dysproporcji.
Odpowiedź możemy znaleźć w dzienniku DNA wydawanym w Pune. W artykule z dnia 20 lipca zamieszczono wywiad z Varsha Deshpante, założycielką społecznego ruchu na rzecz monitorowania zróznicowań liczności płci. Oprócz monitorowania ruch skupia się przede wszystkim na walce z nielegalnym wykorzystaniem monitorowania płodów w celu eliminacji płodów żeńskich. Pani Deshpante stwierdza, że w czasie tego jednego pokolenia, czyli w okresie ostatnich 30 lat, właśnie w społeczności klasy średniej i wyższej, zabijanie dziewczynek jest spotykane najczęściej. Obecnie, dla stanu Maharashtra liczącego 121 milionów mieszkańców, każdego miesiąca odnotowuje się śmierć 50 tysięcy dziewczynek, a w całych Indiach blisko 500 tysięcy. Pół miliona w miesiąc!!!.
Organizacja, składa petycje, organizuje fora dyskusyjne i  udziela wywiadów by alarmować zarówno stanowych decydentów jak i społeczeństwo o bardzo niskim wskaźniku relacji dziewcząt do chłopców. Wskazują przy tym szczególnie patologiczne okręgi czy dzielnice stanu. W  2001 takich patologicznych obszarów było 8, w 2005  - 14. W aktualnym spisie – jest ich już 20.
W Pune, gdzie pracuję, nie jest tak źle, a tylko dlatego, że najgorzej jest w Mumbaju. W tym mieście powstała bowiem dobrze zorganizowana i równie dobrze wyposażona sieć: klient – dostawca usługi. W środowisku bogatych Mumbajczyków, dla których liczą się głównie pieniądze, dzieci to duża inwestycja  - więc lepiej mieć tylko jedno dziecko. A skoro jedno – to oczywiście musi być chłopiec. Na taką potrzebę bogatego społeczeństwa, atrakcyjną ofertą odpowiadają zarówno państwowe szpitale jak i bogate prywatne kliniki, takie jak Dhirubai Ambani Hospital czy Malpani Infertility Clinic, przeciwko którym toczą sie „pokazowe” niestety procesy.
Co się w tej sprawie robi, aby takie patologiczne zachowania ograniczyć. Po pierwsze, już wiele lat temu rząd wydał zakaz wykorzystywania sprzętu do badań prenatalnych, w celu określania płci. Rodzice oficjalnie zatem nie mogą dowiedzieć się jaka jest płć płodu. Kliniki zobowiazane są do prowadzenia skrupulatnej dokumentacji dotyczącej tych badań i stwierdzonej płci. Potem, w przypadkach poronień, są powołane komisje, aby określić czy nie ma korelacji między zbadaną płcią płodu a poronieniem. Bardzo to wszystko skomplikowane i mało wiarygodne. Niemniej, w dziennikach podawane są raporty o masowych kontrolach szpitali i klinik odnośnie: legalności sprzętu, poprawności prowadzenia raportów i wreszcie wyników prac komisji, badających przypadki poronień.
Aktywistki ruchu na rzecz monitorowania zróżnicowań liczności płci biją na alarm, twierdząc że rząd nie robi nic, aby przeznaczyć środki na zakup bardziej nowoczesnego sprzętu, pozwalającego monitorować stan płodu, bez możliwości określenia płci. Podobno takie urządzenia są już dostępne.

Nie wiem jak można przekonać te niewątpliwie mądre i zaangażowane w słuszną sprawę kobiety, że proponowane przez nie rozwiązania to niestety walka z wiatrakami. Jak długo bowiem istnieje niezdrowa tradycja finansowania dziewczynek i przyszlych panien młodych wyłącznie przez rodziców jednej strony, będzie istniało społeczne, milczące przyzwolenie na taką patologię, jaką jest niszczenie żeńskich płodow i zabijanie dziewczynek, szczegolnie w sytuacji bogadzącego się społeczeństwa indyjskiego.

W ramach szerzenia oświaty, proponuję już teraz emitować w indyjskiej TV reportaże z Chin, pokazujace rzesze matek chińskich jedynaków, próbujacych wszystkiego, aby znaleźć kandydatkę na żonę dla ich synów.  Podstawowe pytanie kierowane tym razem przez rodziców dziewczynek do matek synów jest czy syn ma niezależne mieszkanie, tak aby mieszkąjac oddzielnie, córka nie była traktowana jak slużąca swojej teściowej. Taką chorą sytuację zafundował swojemu społeczeństwu rząd Chin Ludowych, ogłaszając w 1982 roku dyrektywę „jedno dziecko w rodzinie”. Potrzeba było jednego pokolenia, aby do Chińczyków dotarło, że praktykowane przez ponad 30 lat, zabijanie dziewczynek lub porzucanie ich na ulicach, by dokonały żywota w zatłoczonych do nieprzytomności sierocińcach, bylo chore.

Wierzę w mądrość Indusów, że nie będą czekać przez kolejne pokolenie, aby zmienić nie pasująca do cywilizowanego społeczeństwa zachowania.

Nomad

Pune, 21 lipca, 2011 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz