niedziela, 31 lipca 2011

Nasz Radżasthan (5) - Fetehpur Sikri opuszczone miasto Akbara

Drugi dzień w Agrze, najdłużej funkcjonującej stolicy imperium Wielkich Mogołów. Po wczorajszych rarytasach: Mathura, Czerwony Fort i Tadż Mahal, połozonych na zachodnim brzegu świętej rzeki Yamuny, czas na oddech i odrobinę relaksu.
Rozpoczynamy od wschodniego brzegu Yamuny, gdzie wśród pięknie zaprojektowanych parków i ogrodów, już od czasów pierwszego Mogoła Babura, lokowano pałace możnowładców dworu sułtańskiego i ich mauzolea.

Zatrzymujemy się nad brzegiem rzeki, aby poprzez poranną mgłę i ponad leniwie płynącą rzeką, po raz ostatni, spojrzeć na majestat Tadż Mahal.
Legenda głosi, że przed śmiercią, Mumtaz Mahal poprosiła sułtana o spełnienie jej trzech życzeń. Pierwsze – aby zaopiekował się jej wszystkimi dziećmi. A było ich dziesięcioro. Drugim życzeniem było, aby już ponownie się nie ożenił. A trzecim, jak wszyscy wiemy, aby zbudował jej mauzoleum, będące świadectwem ich wiecznej miłości. Shahdżahan te trzy życzenia spełnił.
Mówi się, że po śmierci ukochanej żony, sułtan planował budowę kopii Tadż Mahal, tyle że czarnej, usytuowaneg na przeciwległym brzegu Yamuny, tu gdzie właśnie jesteśmy. Stąd przez wieki mógłby widzieć stojące po drugiej stronie rzeki białe Mauzoleum. Ale to historia dla wspomnianych wczoraj nastolatków.
Romantyczne historie są dlatego romantyczne, bo trwają krótko i często mają tragiczny finał. Proza życia biegnie niezmiennie swoimi utartymi torami, wyznaczonymi przez naturę i rozsądek Homo Sapiens.
Tak też stało się z naszymi bohaterami. Shahdżahan nie siedział, patrząc w zadumie na Tadż Mahal. Spełniając ostatnie życzenie Mumtaz Mahal, zaplanował i rozpoczął budowę mauzoleum zaraz po jej śmierci w 1631 roku, ale jeszcze przed ukończeniem jego budowy, podjął decyzję o przeniesieniu siedziby dworu Mogołów spowrotem do Delhi, co miało miejsce w roku 1638.

*    *    *

Najbardziej interesującym przykładem możnowładczej architektury wschodniegu brzegu Yamuny, jest Mauzoleum Itimad ud-Dauli - pochodzącego z Persji, ministra finansów,  zwanego „Wielkim Skarbnikiem” cesarstwa Mogołów. Działał za panowania Dżahangira, a ten niezwykły grobowiec, zbudowała jego córka Nur Dżahan, ukochana żona wspomnianego wcześniej sułtana Dżahangira.
Nur Dżahan, przypomnę, to właśnie ta „jedna jedyna” wypatrzona przez Sułtana, spośród wielu kupujących na wewnątrzpałacowym bazarze w Czerwonym Forcie. Można by się zżymać, że nie jest trudno pośród tłumu wypatrzyć pięknych, mądrych i na dodatek dobrze urodzonych. Ale prawdą jest, że Nur Dżahan była osobą niezwykłą. Olśniewała wszystkich swą urodą i mądrością, była „perłą w koronie” Sułtanatu i jak to często bywa, jego szarą eminencją.

Zbudowany przez nią grobowiec ojca, jest nazwany „marmurową szkatułką na klejnoty”, bowiem do jego wykończenia, po raz pierwszy, wykorzystano: biały marmur, kolorowe mozaiki, kamienne inkrustacje, ażurowe panele i bogatą sztukaterię. A wszystko za sprawą sprowadzonych z Siraz i Buchary, perskich rzemieślników i artystów. Ten grobowiec wyznaczył nowy kierunek w architekturze Mogołów, którego ukoronowaniem jest Tadż Mahal.
Wcześniej, wywodzący się z Afganistanu, Mogołowie do budowy swoich: fortów, pałaców, meczetów czy grobowców, wykorzystywali niezmiennie czerwony piaskowiec. Z pokolenia na pokolenie ich budowle stawały się coraz bardziej finezyjna w kształcie i bogatsze w rzeźbę. Ale ciągle był to czerwony kamień. Mauzoleum Itimad ud-Dauli wyznaczał zatem nowy trend.

Już sama Brama Mauzoleum wieści, że wchodzimy w zupełnie inny artystycznie świat. Jeszcze z czerwonego kamienia, ale jakże bogato inkrustowana białym marmurem w pyszne wschodnie wzory. Jeszcze się nie możemy nadziwić wspaniałemu sklepieniu bramy, a tu następne zaskoczenie – za nią, w środku ogrodu, ta właśnie „szkatułka”. Sama bryła może nie imponuje: parterowa budowla, zwieńczona nie kopułą ale obszernym pawilonem, z czterema niskimi minaretami w rogach. Ale za to wykonanie!!!. Cała z białego marmuru, bardzo bogato inkrustowanego żółtym, brązowym i czarnym kamieniem.
W środku ogromna komora grobowa, ale nie ma w niej nic ze spokoju i majestatu śmierci. Po pierwsze kolorowy sufit z bogato złoconą sztukaterią. Wszystkie prześwietla zamknięte rzeźbionymi misternie ażurami. A podłoga – w piękne mozaiki. Wreszcie na środku, wykonane z żółtego marmuru, tumby Itimad ud-Dauli i jego żony. 

Jest coraz cieplej i pojawiają się pierwsi zwiedzający. Trzeba się żegnać z Agrą. Mijając Ogród Odpoczynku oraz wyrastające ponad zieleń parków pawilony pałacyków, jedziemy w stronę Sikandry oraz Fatehpur Sikri, świadectwa architektonicznej działalności największego z Mogołów, sułtana Akbara.

Zaczynamy od, położonej najbliżej Agry, Sikandry z jej Mauzoleum Akbara. Trzeba to zobaczyć, bo tutaj właśnie widać, opisaną wcześniej, zmianę stylów.
Podobno, Akbar sam zajął się zaprojektowaniem swojego Mauzoleum. Ponieważ długo nie mógł się doczekać męskiego potomka, zatem zaczął również sam je budować.
Ale miał szczęśćie. W roku 1568, suficki mistyk Salim Cisti przepowiedział Akbarowi, że doczeka się syna. I tak się stało.
Po śmierci, jego syn Dżahangir, dokończył budowy Mauzoleum, zmieniając projekt i znacznie je rozbudowując. W efekcie powstało dzieło osobliwe. W środku ogromnego zespołu parkowego stoi zbudowane z czerwonego marmuru, skromne, jak na wielkość Akbara, Mauzoleum. A prowadzi do niego, ogromna i wspaniale zaprojektowana, już przez jego syna, Brama Wejściowa.
Przewodnik twierdził, że ta majestatyczna Brama z wieńczącymi je czterema smukłymi Minaretami stała się kanonem dla wszystkich późniejszych grobowców, w tym Tadż Mahal. Cała bryła, jest zbudowana z czerwonego kamienia, ale tak bogato inkrustowana białym marmurem i czarnym łupkiem, że ta czerwień kamienia z trudem się przez nie przebja.
Z czterech naroży strzelają w góre smukłe Minarety zwieńczone pawilonami. Całe białe. Gdzieś to już widziałem. Przewodnik miał rację – są identyczne w formie z tymi z Tadż Mahal. Do ogrodu z Mauzoleum Akbara, wchodzi się przez wysoką bramę, której wnętrze i sklepienie są również bogato inkrustowane.
Zatem przechodzimy i... nie ma zaskoczenia. Bo w głębi stoi zgrabna kilkukondygnacyjna bryła, cała zbudowana z czerwonego kamienia, jeszcze za czasów Akbara. Wszystko co mógł dla ojca zrobć jego jedyny syn, to dokleić do tej budowli bogato inkrustowany fronton bramny, ozdobić bogatą sztukaterią główną komorę grobową, a tumby rodziców umieścić na, posadowionym ponad pawilonami,  tarasie. Trzeba przyznać, że zrobił to z wielkim smakiem. Taras z tumbami to piękny ażur, cały zrobiony z białego marmuru.

Znowu zrobiło się tłoczno przy głównym wejściu, i wzrosła ilość chętnych do zrobienia sobie zdjęcia z Aśką. Trzeba zatem uciekać. Jedziemy już prosto do Fetehpur Sikri.

*    *    *

Te miejsca chciałem koniecznie zobaczyć, od czasu przeczytania „Czarodziejki z Florencji” Salmana Rushdiego. Byłem we Florencję już kilka razy. Podziwiałem nie tylko te jej „must see”: Bazylikę  Santa Maria del Fiore, Galerię Ufficio czy spinający Arno i zabudowany sklepikami Ponte Vecchio. Ale również całe tego miasta usytuowanie, jego bogate domy i malownicze zaułki. Czytając książkę, mogłem zatem sobie wyobrazić florencką scenerię, w jakiej rozgrywają się losy bohaterów „Czarodziejki”. W przypadku fabuły rozgrywanej w Indiach mogłem wyłącznie trzymać się kurczowo tekstu Salmana. W Indiach wtedy jeszcze nie byłem i miejsc tych nie mogłem znać.

Miejsca tyleż piękne co tajemnicze. Bo co można powiedzieć o ogromnym zespole pałacowo miejskim Fatehpur Sikri i górującym nad nim muzułmańskim zespołem świątynnym Dżama Masdżid, opuszczonym przez ludzi, w kilkanaście lat po jego wybudowaniu.

Zatrzymujemy się na parkingu, gdzie z uwagi na posezonowy brak turystów, na każdego wysiadającego z samochodu, rzuca się od razu kilku przewodników. Oczywiście wszyscy „spik inglisz” i z plakietkami licencjonowanych przewodników. Nie wspominam już o chmarze sprzedawców: albumów, kartek pocztowych, koralików i bransoletek. Wybralismy jednego bo mówił dobrze po angielsku. Miał ostre rysy sycylijskiego rozbójnika i jakiś taki artystyczny nieład we włosach. Od razu go polubiliśmy.

Sułtan Akbar, podjął się budowy tego ogromnego załozenia urbanistycznego, położonego na rozległym zboczu skalnym, u stóp którego rozciągało się duże jezioro, w roku 1571. Jak powiedział nasz przewodnik, w dowód wdzięczności dla sufickiego mistyka Salima Cisti, mającego na tej górze swoją pustelnię.

Zaczynamy od Bramy Agry, dolnej bramy wejściowej do zespołu pałacowego Akbara.
Muszę przyznać, że po zwiedzeniu delhijskiego Czerwonego Fortu i Fortu w Agrze, tu w Fetehpur Sikri, poruszaliśmy się jak we własnym domu. Wiedzieliśmy, dlaczego wjazd do pałacu usytuowany jest tak, a nie inaczej, oraz jak Plac Audiencji Publicznych, wraz z otaczającymi go obiektami, wzmacniał głos władcy siedzącego w Diwan-e Am.
Krużgankami za Pałacem Audiencji Publicznych, przechodzimy do Wewnętrznej Cytadeli. Mieści się tu Pałac Sułtana, z jego sypialniami, wyposażonymi m.in. w takie wynalazki jak kanały nadmuchu powietrza. Z pałacowego tarasu, widać znajdującą sie poniżej kwadratową sadzawkę, z wyspą na środku, dla muzyków umilających Sułtanowi wypoczynek. Jak powiedział przewodnik,  często gościł tu jeden ze słynnych Dziewięciu Klejnotów Akbara, muzyk Tansen, który, jak głosi legenda, potrafił potęgą swego głosu, gasić lampki oliwne.

Po przeciwległej stronie Wewnętrznej Cytadeli znajduje się Diwan-e Khas, Pawilon Audiencji Prywatnych i Narad. Otwarty na wszystkie strony, z jedną centralnie umieszczoną kolumną, na górze której zasiadał Sułtan. Z górnej platformy, mógł widzieć wszystkich, i wszystkimi zwiadywać, nie będąc jednocześnie dla nikogo z zebranych dostępny.  Można się było do niego dostać, wchodząc schodami prowadzącymi na krużganek pierwszej kondygnacji, a stamtąd, jednym z trzech wąskich i strzeżonych pomostów.

Przechodzimy do położonej wyżej, części prywatnej Pałacu Sułtana. Tu uwagę zwraca pięciokondygnacyjny, z szerokimi tarasami Pałac Żon Sułtana. Wysoko położone tarasy, osłonięte jedynie ażurowymi ekranami, zapewniały przewiew powietrza nawet w najbardziej upalne dni.

Funkcjonalnie, niby wszystko takie samo, jak i we wcześniejszych, też zbudowanych z czerwonego kamienia pałacach Delhi i Agry. Ale tu jest jakoś inaczej. Jest przede wszystkim przestronniej, bo kolejne części zespołu pałacowego położone są na rozległych tarasach góry. Drugie, co rzuca się zwiedzającemu w oczy, to niezwykłe wprost bogactwo elementów architektury. To efekt stabilizacji Sułtanatu. Akbar dokończył dzieła podboju, łącznie z królestwami północy, i można było wreszcie dokonać konsumpcji tych dóbr, czyli wchłaniać i dokonywać syntezy, tego co najlepsze i najpiękniejsze. Stąd często tu spotykany wielokulturowy wystrój wnętrz pałacowych, portali i kolumn.

Dlaczego zatem to piękne miejsce zostało porzucone, po czternastu latach od rozpoczęcia jego budowy, czyli w roku 1585. Jedna z teorii mówi, że szybko rosnący dwór Sułtana, ludzie do jego obsługi, wreszcie rzesze nowych mieszkanców, tłumnie przybywających  z nadzieją na lepsze, szybko wyczerpali lokalne zasoby wodne. Widomym tego znakiem miało być gwałtowne wysychanie dużego, ale jak się okazało, płytkiego jeziora, ponad którym zaprojektowano Fetehpur Sikri.
Przewodnik mówi, że to nieprawda, że w owej dobie budowano wystarczająco duże i długie akwadukty, zbiorniki wodne i podziemne cysterny, aby zabezpieczyć w wodę mieszkańców Fetehpur Sikri. Twierdzi, że powodem opuszczenia miasta bylo lepsze położenia strategiczne Delhi, z którego rozpoczęli swój triumfalny pochód Muzułmanie.

Natura chciała zapewne też coś dodać do tej niesamowitej scenerii opuszczonego miasta. Gdy tylko weszliśmy w obręb pałacowych murów, nadciągnęły, niewiadomo skąd, niskie granatowe chmury. A spod nich, co chwila zrywały się wichury wynoszące pył, gdzieś tam z nisko położonej wioski, aż w mury pałacu. Deszczu na szczęście było niewiele. W gazetach, jakie przeczytałem następnego dnia, już w Dżajpurze, napisano, że były to „pierwsze pocałunki monsunu”. Romantycznie napisane, ale gdy byliśmy tam na górze, tylko z przewodnikiem, to wyglądało całkiem posępnie.

Przestało padać i można opuścić zespół pałacowy, by wspiąć się do zbudowanego na szczycie Dżama Masdżid.
Mam tylko jeszcze jedno pytanie. Gdzie jest Hiran Minar, ta Wieża Kłów, od której się rozpoczyna historia bohatera „Czarodziejki”. A to zupełnie nie tu, mówi przewodnik, i pokazuje nam stojącą daleko w dole kamienną wieżę.

*    *    *
Dżama Masdżid to rozległy meczet wieńczący górę, na której tarasach położone jest Fetehpur Sikri. Tu znajdowała się pustelnia Salima Cisti i tu znajduje się jego grób, do którego nieprzerwanym strumieniem ciągną wierni muzułmanie. Wdzięczny za spełnienie przepowiedni i urodzenie syna, Akbar nadał temu miejscu niezwykła oprawę. Zbudował tu ogromny Meczet Główny, z dwoma stojącymi po bokach Pawilonami, koronkowy Pawilon mieszczący Grób Salima Cisti, a cały ogromny dziedziniec, otoczył czworobocznym krużgankiem.

Na dziedziniec Meczetu wchodzimy, znajdującą się we wschodniej pierzei Bramą Królewską. Przed Bramą, jak wszędzie, kłębi się tłum sprzedawców wszystkiego i przewodnicy. Zdejmujemy sandały, Aśka zasłania chustą włosy oraz odkryte ramiona i już wchodzimy do środka.
A tu rzeczywiście cud. Święte miejsce. Granatowe chmury z plującym deszczem gdzieś zniknęły i zaświeciło ostre popołudniowe słońce, ukazując naszym oczom zalany słońcem i kałużami, ogromny dziedziniec, z zamykającą go fasadą Głównego Meczetu.
Tu panował inny świat. Jak nie z tej epoki. W krużgankach siedzieli zajęci wyłacznie sobą wierni i handlarze. Przed Grobem Salima Cisti wiła się długa kolejka wiernych, aby pomodlić się i dotknąć rękami i czołem materii, okrywającej grób świętego. Wokól dziedzińca dumnie paradowały słonie, wożąc na grzbietach turystów i dzieci.

Idziemy w stronę Grobu i ustawiamy się w kolejce, aby przyjrzeć mu się z bliska. Gdyż warto. Koronkowy iście pawilon, z ażurowymi ścianami, zbudowany jest z białego marmuru. W środku, pod baldachimem, i otoczony barierką, znajduje się grób świętego. Wokół grobu, uwijają się strażnicy. Coś przyjmują od podchodzących, przekładają, komenderują ruchem. Uwijają się jak w ukropie, ale ja nic z tego nie rozumiem, nie jestem z tej parafii.

Wychodzimy i krużgankiem docieramy do Głównego Meczetu. Strzelista konstrukcja , jak gotyckich katedr, bogato zdobione ściany i pięknie sklepienia. Z jednego z nich zwisa misternej robory lampa. Pytam się przewodnika co to jest. To jedna z lamp podarowanych przez Wicekróla Indii lorda Curzona, wielkiego miłośnika kultury Indii. Zrobił wiele dla uratowania przed zniszczeniem zespołu Fetehpur Sikri i Dżama Masdżid. Te miejsca „zaczarowane” wyróżniał w sposób szczególny, darowując opiekunom tych miejsc, właśnie takie pięknie zdobione lampy. Aby te miejsca rozświetlały dla dobra całej ludzkości. Przewodnik wymienił z siedem takich miejsc. Jedno już widzieliśmy – to Tadż Mahal. Na kolejne przyjdzie czas w Dżajpurze.

Z Głównego Meczetu, krużgankami drepczemy, już nieco zmęczeni, do ostatniej atrakcji Meczetu – Bulard Darwaza. To ogromna, ponad 50 metrowa Brama, zakomponowana w południowej pierzei dziedzińca. Została zbudowana przez Akbara w 1573 roku, dla upamiętnienia ostatecznego podboju bogatego Gudżaratu. Od tej pory ta majestatyczna Brama, stała się kanonem dla innych tego typu budowli. Tyle, że tu, w tym miejscu jest ona tam bez sensu. Jest to zapewne dlatego, że tylko ta pierzeja była niezagospodarowana. Po obejrzeniu wnętrza Bramy, zrobieniu paru fotek przy okutych końskimi podkowami skrzydłach Bramy, wychodzimy na szerokie schody, a tam za nimi już tylko ostra skarpa w dół. Trochę tak bez sensu, jak Brama Indii w Mumbaju, która prowadzi z miejskiego parku przy ekskluzywnym Hotelu Taj Mahal, prosto do basenu portowego.

*    *    *

To wszystko na dzisiaj. Odpoczęliśmy nieco siedząc na schodach pod Bulard Darwaza. Zatem ponownie przez Bramę Królewską i zespół pałacowy wracamy na parking.
Wsiadamy do samochodu i ruszamy, bo dzisiaj czeka nas jeszcze długa droga do baśniowego Dżajpur.

Zanim jednak tam dotarliśmy, w planie mieliśmy odwiedzić ptasi rezerwat w Bharatpur. Ale suchy i spalony słońcem Radżasthan to nie Karnataka z rzekami, rozlewiskami i błotami. Tu nie ma czego szukać. Zresztą jak tu zobaczyć jakiegoś ptaka, a co dopiero go uslyszeć, gdy jest późne popołudnie, słońce jeszcze mocno grzeje i nawet w cieniu jest nieco poniżej 40 stopni. Zrezygnowalismy.
Około 10-ej wieczorem dotarliśmy do Hotelu.

Nomad

Dżajpur, 13 czerwca, 2011 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz