To była podobno największa twierdza Radżastanu. Swoimi potężnymi murami obejmowała cały grzbiet masywu skalnego, na długości około 3 kilometrów i szerokości prawie kilometra. Jedyna droga do twierdzy wiodła, podobnie jak i dziś, wąską półką skalną, zawieszoną nad przepaścią, na dodatek strzeżoną przez siedem najeżonych kolcami bram. Nie do zdobycia twierdza chroniła w swych murach wiele bogatych świątyń, pysznych pałaców i słynnych wież, stawianych przez kolejnych jej władców dla uczczenia dni ich chwały. A wszystko to zbudowane z niezwykle kunsztownie rzeźbionego marmuru. Bo z tego właśnie, przez stulecia słynęli miejscowi rzemieślnicy. Była stolicą niemal baśniowego królestwa Mewaru, a przepych, w jakim była zbudowana, przynosiła rozgłos jej radżpuckim władcom, z dynastii Sisodijów, wywodzacych swe pochodzenie wprost od Słońca.
Ale widocznie rzeczy piękne i szczęśliwe nie mogą trwać długo. Pierwsze nieszczęście spotkało ją w 1303 roku, kiedy to sułtan Ala ud-Din Chaldżi, goszczący w Chittorgarh u władcy Mewaru, ujrzał w lustrze odbicie królowej Padmini, słynącej z niespotykanej urody małzonki władcy.
Wkrótce po wizycie, sułtan zażądał od władcy Chittorgarh oddania mu pięknej Padmini, w zamian za pokój. Gdy ten odmówił, sułtan przystąpił do oblężenia potężnej twierdzy. Gdy zginęło już ponad 50 tysięcy jej obrońców i sułtan wkraczał do Chittorgarh, 13 tysięcy kobiet, w tym piękna Padmini, popełniło rytualne dżauhar – skacząc z wieży Widżaj Stambh w przepaść. Sułtan, po wkroczeniu do twierdzy, nie mogąc posiąść pięknej Padmini splądrował świątynie i zniszczył pałace. Jednak wnuk pokonanego władcy odzyskał twierdzę i po kilku pokoleniach stała się ona ponownie obiektem zazdrości sąsiadów.
W dwieście lat później, w roku 1535, tym razem sułtan Gudżaratu rozgromił armię królestwa Mewaru, i gdy wróg wkraczał do twierdzy, następnych kilkanaście tysięcy kobiet popełniło dżauhar.
Dzieła zniszczenia dopełnił Akbar, który już w 30 lat po sułtanie Gudżaratu, ponownie rozgromił armię Sisodijów i wkroczył do twierdzy. I podobnie jak poprzednio, nowa generacja kilkunastu tysięcy kobiet popełniła dżauhar.
Młodemu władcy udało się zbiec, dzięki czemu mógł zebrać garstkę ocalonych z rzezi żołnierzy i przejść ponad 120 kilometrów na południowy zachód, aby tam, z dala od zagrożenia mogolskiego, zbudować nową stolicę królestwa Mewaru.
* * *
Przyznacie, że z ciężkim sercem zwiedza się miejsca, z jednej strony świadczące o chwale tu żyjących, ale jednocześnie naznaczone straszliwym tragizmem. Bo jeszcze w oczach mamy kwitnący Dżajpur, który potrafił ułożyć sobie relacje z często mocniejszymi sasiadami, a tu mamy Mewar, którego władcom jakiejś dozy dyplomacji, politycznego nosa i determinacji w zjednywaniu sobie sąsiadów, jakoś zabrakło.
Wspinamy się zatem ostrymi zawijasami, drogą wiszącą nad przepaścią. W dole coraz mniejsze domy miasta Chittorgarh, a przed nami kolejno mijane warowne bramy. Wreszcie zatrzymujemy się na parkingu, tuż przy ogromnej Bramie, głównym wejściu do Fortu Chittorgarh.
Przed nami ruiny jednego ze starszych pałaców dynastii Sisodijów, pałac Rana Kumbhy. Cały w rusztowaniach, bo ze względu na zachowane pięknie rzeźbione balkony i baszty zwieńczone, charakterystycznymi ponoć dla tego okresu, spiralnymi cebulami, postanowiono odtworzyć całą bryłę pałacu.
Nieco dalej pierwsza świątynia. Przewodnik mówi, że jest najstarsza na tym płaskowyżu. Wchodzimy i stajemy zauroczeni bogactwem rzeźby z jaką mamy do czynienia. Są wszędzie, na kolumnach, ścianach i sklepieniach. Na elewacji zewnętrznej i na ciągnących się do nieba trzech schodkowych, wydłużonych kopułach. Mamy szczęście, bo młody mnich opiekujący się świątynią jest przyjacielem naszego przewodnika. Pozwala nam zatem nawet w środku robić zdjęcia. Skwapliwie z tego korzystamy, bo gdzie się oko nie zatrzyma, to widzi oszałamiającą plątaninę elementów roślinnych i ludzkich postaci.
Nieopodal znajduje się następna świątynia Kunbha Śiam, poświęcona Wisznu. Nie jest już tak misternie rzeźbiona, jak ta wcześniej oglądana, ale warto tu wejść, aby wśród tych roziskrzonych słońcem białych marmurów stanąć na wprost czarnej i niesamowitej w swej oszczędnej formie rzeźbie Wisznu. Uwierzcie - ona wprost hipnotyzuje.
Tuż obok niej posadowiono mniejszą świątynię zbudowaną przez Mirabai, niezwykłą władczynię królestwa Mewaru – mistyczkę i poetkę, która nie bacząc na ówczesne konwenanse, poświęciła się służbie Krysznie.
Stąd przechodzimy do ogromnego zespołu pałacowo-świątynnego Fortu. Widomym znakiem wkraczania w spójny zespół jest kolejny wspanialy Budynek Bramny. Idziemy na wprost, za przewodnikiem, bo tam przed nami, na kolejnych półkach skalnych zbudowany jest zespół świątynny poświęcony Krisznie
Schodzimy z platformy świątynnej niżej, w stronę urwiska, bo tam jest jedna z atrakcji Chittorgarh – skalna świątynka, z ołtarza ktorej bije źródełko. Można zejść , umyć twarz i się pokłonic bóstwu. Część młodych zwiedzajacych, przymierza się nawet do wykąpania w sadzawce, zasilanej z tego źródełka.
Potem, po ponownym wejściu na płaskowyż, idziemy w stronę wieży Widżaj Stambh. Chcemy na nią wejść. Czeka tylko parę osób, zatem i my czekamy. Wreszcie z otworu drzwi wynużyła się grupa zasapanych chłopaków. To teraz nasza kolej. Schylamy się, bo wieża jest bardzo wysoka, ale ma małą średnicę, i w zasadzie powinno się na nią wchodzić na czworakach. My trzymamy sie w pozycji wyprostowanej, ale tylko do drugiej kondygnacji. Bo wyżej musimy się mocno schylić i isć po schodach na czworaka. A tu goraco i zaduch, gdyż tu nikt nie otworzy okien, bo ich nie ma. Klimatyzacji zresztą też. Na trzeciej kondygnacji spoglądam przez małe okienko, na bezkresne morze ruin, a potem nic, bo za nimi przepaść. Pomyslalem wtedy, że tych kondygnacj jest jeszcze ze trzy badź cztery i że przecież nie podpisałem z National Geographic umowy na zrobienie zdjęć z czubka wieży. Wołam więc do wdrapującej się za mną Aśki, że ja chcę wracać. Uznałem, że jej milczenie oznacza zgodę, i wolno na czworakach tyłem zacząłem schodzić z góry.
Po obejrzeniu resztek z tego, co pozostalo po rozpiętym nad urwiskiem pałacu władców Mewaru, wracamy by dotrzeć do następnej świątyni Fortu – Światyni Kalika Mata, zbudowanej na miejscu zniszczonej wcześniej Śwątyni Słońca. Już się wolno gubimy, która świątynia komu jest poświecona, zatem interesujemy się głównie grupą wchodzących po schodach, kolorowo ubranych kobiet i mężczyzn. Robimy im parę fotek i schodzimy, bo przewodnik pokazuje, że tam naprzeciwko jest Pałac Padmini, miejsce naznaczone piętnem poczatku tragedii twierdzy Chittorgarh.
Pałacyk letni władcy z pięknym ogrodem i pawilonem. Pawilon zaprojektowano tak, aby był z niego widok na płytki staw w środku właskowyżu. Dla przyjemności kobiet władców, prosto z pawilonu prowadzi przez wodę kamienna kładka, do znajdującego się na wysepce Pałacu Królowej Padmini.
Wchodzimy na górną kondygnację pawilonu. Przewodnik każe nam się zatrzymać i wskazując ogromne srebrne lustro mówi, że w tym właśnie lustrze sułtan Ala ud-Din Chaldżi ujrzał odbicie przechodzącej nad brzegiem stawu pięknej Padmini. Od tego się zaczęło.
Zaraz za Pałacem Padmini i Świątynią Kalika Mata, w centralnej części płaskowyżu widzimy miejsce zaczarowane – staw Gaumukh. Warstwowe formy skalne tworzą szeroką niszę, na której dnie znajduje się jezioro całe zarośnięte lotosami. Zbiegamy po naturalnych stopniach w dół, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieliśmy. Cały szeroki staw pokryty kwitnącymi kwiatami lotosu. Rozglądamy się, jak tu pięknie i wtedy nasz wzrok przykuwa jedyna ocalała ściana pałacu, wisząca dosłownie nad tym stawem. Jak tu musiało być pięknie, zanim to miejsce bezpowrotnie zniszczono a jej mieszkańców skazano na wygnanie.
Wracamy, bo zobaczyliśmy już wszystkie główne punkty do zwiedzenia w tej części płaskowyżu. Jedziemy samochodem na jej przeciwlegly koniec bo tam, na poczętku XX wieku, zbudowano rozlegly palac Fateh Prakaś, aby w nim pomieścić wszystko, co dało się uchronić. Kolekcja zawiera głównie bogatą ekspozycję rzeźb oraz białej broni. Warto zobaczyć.
Potem jeszcze przejażdżka wzdłuż ruin garnizonów wojskowych, jeszcze jedna świątynka i możemy rozpocząć powrót do miasta. A potem obiad i Udajpur, bo cała ta zasłyszana tutaj historia, mocno zaostrzyła nam apetyt na miasto, do którego przenieśli się władcy królestwa Medwaru.
Nomad,
Udajpur, 17 czerwca, 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz